Dzień trzeci

4:30
Zabiłem budzik w komórce. Bestia nie dała mi pospać. A może dlatego, że obudziłem się o 2:30 myśląc, że znów zaspałem do pracy. Drugi raz nie dałem już bestii zadzwonić. Zwlokłem się z łóżka i podreptałem do … może bez takich szczegółów 😉

Dziwne, ale jakoś szybciej wraca mi świadomość w Katarze po nocy. Czy to dlatego, że spóźnienie może oznaczać zwolnienie z pracy? a może dwugodzinny spacer do pracy? a może jedno i drugie?

6:10
Bijemy rekordy szybkości bycia w pracy. I mimo że nie można wcześniej wejść, my znów jesteśmy grubo przed czasem. Dziś jechaliśmy w czwórkę. Simon, koleś przyjechał dzień po mnie (security guy, odpowiedzialny za bezpieczeństwo QP, znaczy się bolek, goryl 🙂 „Spika” tak czystym australijskim, że w ogóle go nie rozumiem. Sens jego wypowiedzi łapię dopiero po odpowiedziach chłopaków. Gadali coś o wieczornych wyjściach, operacjach plastycznych (czyt. mutantach silikonowych), kur..ch, Georgu Bushu. Podobno coś się stało wczoraj, ale ja jeszcze nie ustawiłem sobie właściwych programów na satelicie, więc jestem totalnie odcięty od informacji, a wieczory spędzam na rozmowach z Wami, więc przez szacunek dla Was nie „surfuję” po sieci.

6:45
Mohammeda nie ma. Biuro z listą otwiera nam ktoś inny 🙂

Tony jest naszą duszą towarzystwa. Robi sobie jaja ze wszystkich i wszystkiego, ale trzeba przyznać, że w granicach dobrego smaku. Szkoda, że lubi też wszystko wiedzieć, znaczy pan ciekawski. Odkrył, że jego podanie o przepustkę wciąż leży na biurku Mohameda. W takim tempie to my nieprędko zaczniemy tutaj pracować na poważnie 🙂

Zabieram chłopaków na wycieczkę krajoznawczą po moim budynku. Tony jest lekko zazdrosny, bo mój pokój przypomina czasy końca XX wieku, zaś jego baraczek pamięta chyba lata 50-60te.

Zachodzimy do Keitha, potem do Petera. I tak na pogawędkach upływają nam kolejne trzy kwadranse.

Cenna uwaga od Petera do wykorzystania w trakcie przygotowywania się do zajęć – będziemy przede wszystkim zmagać się z poziomem języka angielskiego naszych podopiecznych. To dobrze, bo ja i bez tego jestem zaniepokojony. Można przygotować dla nich słowniczek wyrazów trudnych. Dla mnie też taka pomoc podręczna będzie jak znalazł. Gorzej, że po przejrzeniu materiałów, które dostałem od Mohammeda, ja miałbym problem nie tylko ze słownictwem angielskim, ale też i polskim 🙂

8:00
Zabieram się do pracy, czyli poranna kawa. Po raz pierwszy zdarzyło mi się ją wylać w pobliżu klawiatury. Na szczęście nie moja, na szczęście nie trafiłem w nią. Niestety słodka ciecz powoli zaczęła spływać do mojego plecaka ;(

Znów nadrabiam zaległości blogowe, ale gdzieś w tle mocno już tkwi pomysł – WOJCIECHU, ZABIERZ SIĘ ZA PRZYGOTOWANIE WYKŁADÓW, SZKODA CZASU NA PIERDOŁY 🙂

9:20
Myśl wcielam w życie – czas “posurfować: w bibliotece. Mimo że obiecano dziś uruchomić mi komputer i internet, to jednak nikt do tej pory się nie pofatygował, więc z braku laku drepczę do czytelni.

Cieniutko z tym surfowaniem w pracowniczej sali komputerowej. Nie dane mi było sprawdzić poczty. Stronę gMail zablokowano czasowo. W godzinach pracy nie wolno mi czytać prywatnej korespondencji. Ja to nazywam “Zamordyzm wielki”.

Ale to, że siedzę w biurze i pierdzę w stołek to już nikomu nie przeszkadza 🙂

Takie blokowanie typowo prywatnych stron ma swój plus. Można dzięki temu poczytać sobie o NLG (Natural Liquid Gas). Bardzo ciekawa pozycja. Polecam 😀

Niby szydzono z “Biotechnologii Przemysłowej”, że taka “durna” z inżynierii procesowej, a jednak po ponad 10 latach, coś w tej “durnej” głowie zostało z tej dziedziny niedostępnej podobno dla nas, ludzi zajmujących się organizmami żywymi.

Schematy blokowe nie są jedynie zbiorem kwadratów, strzałek, trójkątów, kół etc. Jawią się jako spójny proces. I właśnie o to chodzi 🙂

Blog Przema jednak udało się chwilę poczytać (znaczy Wasza strona jest wielce profesjonalna, niosąca ogromny zasób wiedzy, może nie technicznej, ale zawsze przydatnej dla nowych imigrantów.

– Przemo, możesz być z siebie dumny, przeszedłeś ostre sito cenzury katarskiej, i z tego należy się tylko cieszyć.

11:30
Dziś na lunch wziąłem sobie kremik grzybowy, makaron z serem i sosem beszamelowym, plus herbatę. Myślałem, że będzie filiżanka, a przynieśli mi cały dzbanek. I to wszystko za całe 7AUD. Ciekawe kiedy przy tych cenach zrezygnuję z robienia sobie drugiego śniadania do pracy?

Dzisiaj przy obiedzie tematem przewodnim była edukacja podstawowa. Ale o tym pisać nie będę, bo to nie miejsce i czas na relację z naszej dysputy.

Zauważyłem fajną rzecz u Raya. Facet jest leworęczny – nic specjalnego, każdemu się może zdarzyć. Ale to, co jest niesamowitego, to to, że podpisując listę, pisze z góry do dołu, tzn. obraca kartę o 90o i dopiero zaczyna pisać. Ale teraz przy obiedzie “rozłożył” nas kompletnie tzn. mnie i Toniego. Napisał swoje imię i nazwisko do góry nogami, pisząc od prawej do lewej strony, tak że Tony siedząc na przeciwko mógł normalnie je przeczytać. Nie dało się nie zapytać, skąd ta umiejętność. 🙂 Otóż będąc w szkole podstawowej miał krzesełko z rozkładanym stolikiem-podparciem. Na jego nieszczęście wszystkie krzesełka były dla osób praworęcznych. Tak więc obracał się na krzesełku, aż w końcu znalazł jedyną właściwą pozycję dla siebie. I tak oto zaczęła się jego historia pisania z góry do dołu (bynajmniej nie robaczkami chińskimi). Pokazał nam też jak wychodzi mu pisanie, gdy trzyma “zwyczajowo” kartkę. Nie dało się odczytać. Charakter pisma wyglądał tak, jakby dopiero uczył się pisać.

Przy wyjściu z restauracji spotkaliśmy Trishę. W końcu poznałem “palarkę” z naszego domu. Zdaje się być amerykanką.

Popołudnie
Dziś nigdzie nie idę. Co najwyżej po moje nowe zdjęcia paszportowe. Już mi się wykończył zapas ośmiu fotek zrobionych w niedzielę. Czy my naprawdę jesteśmy tacy przystojni, że oni muszą mieć aż tyle naszych fotografii? 😉

Zastanawiam się co słychać w sprawie mojego prysznica. Okazuje się, że wciąż nic. Więcej kapie z mojego zasmarkanego nosa.  Klimatyzacja jednak mi szkodzi (ta w pracy, bo w domu nie załączyłem ani razu). Przyzwyczaiłem się do spartańskich warunków w Australii, więc luksusy nagle mi szkodzą.

Kafelek mi odpadł w przedpokoju. (ja to mam problemy, nie? 😀 ) Jedyną rzecz jaką zrobili, to przyczepili kartkę do kafelka, że będzie naprawione w przeciągu kilku dni. Jeżeli będą załatwiać tak samo szybko jak prysznic, to może zdążą to zrobić przed moim wyjazdem. Nie, nie miałem włamania do domu. Po prostu pozwoliłem przedstawicielowi mojej firmy wejść do mieszkania w czasie mojej nieobecności i zabrać fotel na kółkach. Towary z BigW, czy Tesco są już lepszej jakości niż to co stało w moim pokoju komputerowym. John, jeden z kolegów, siadł na czymś takim, a zaraz potem wstawał z podłogi. Sprzęt biurowy załamał się pod nim, tak samo jak my załamujemy się patrząc na jakość usług, za które słono płacimy.