Sylwester

To już drugi dzień w Ras Laffan. Na miejscu byłem o 6:30, a faktycznie zacząłem coś robić o 7:30, bo zanim wszedłem do pokoju to jeszcze zamieniłem parę słów ze wszystkimi, Viso przyniósł mi kawę, sprzątacz (czemu męska forma tak dziwnie brzmi?) zamiótł podłogę i przetarł ją na mokro. Trzeba było znów odczekać kilka minut.

Niespodziewanie wpadł Agili. Chciał coś zarządzić, pokierować kimś, pokazać jak bardzo się wczuł w rolę kierownika, szarej eminencji tutaj – a jest tylko marnym szpiclem naszych bossów z RAA. Może właśnie dlatego czuje się uprawnionym do zarządzania biurem szkoleniowym w Ras Laffan.

News dnia. Pepito chciał, bym pomógł mu oceniać kompetencje naszych studentów w akcji – znaczy jutro miałbym iść z nim do fabryki, po raz pierwszy i z marszu zacząć oceniać szkolonych ludzi. hahaha. Ostatni raz w petrochemii byłem w 1996 roku… na wycieczce krajoznawczej.

Kolejny news dnia. AB powiedział, że QP zdecydowało się wysłać wszystkich swoich doświadczonych inżynierów na 5 letni kurs, odświeżający ich wiedzę. Mogą zabierać tam swoje rodziny. Warunkiem jest zaliczenie podstawowego kursu z angielskiego, matematyki, fizyki, chemii. Z tego co widziałem wczoraj, to poziom tego kursu jest na poziomie naszej szkoły podstawowej. Niestety nie wszystkim udaje się go zaliczyć. Głównym problem pozostaje wciąż angielski. Wszystko pięknie, tylko Ci ludzie mają ponad 50 lat. Inwestycja w takich ludzi to jednak ogromne ryzyko we współczesnym świecie, ale nie tutaj w Katarze. Oni i tak szybciej przyswajają wiedzę niż studenci zaraz po szkole. I to jest chyba najsmutniejsze w tym wszystkim.

Same ciekawe rzeczy ostatnio się dzieją. AB gdzieś przepadł. Agili również. Wczoraj Peter powiedział, że jego i Keitha pewnie przerzucą do jakieś zawodówki. A człowiek nic nie wie, dopóki nie pójdzie na lunch.

AB się nie ukrywa, tylko został wezwany w trybie pilnym do kierownictwa. Podobno w czasie Świąt wyjechał z kraju nie mówiąc nikomu z QP. Poinformował tylko swojego pośrednika. Ci chyba myśleli, że wszystko załatwione i dali mu pozwolenie. Wczoraj wyszło, że jednak AB pozwolił sobie na samowolkę.
Agili zwietrzył szansę na zwolnienie gościa, który jedyny z nie-muzułmanów cokolwiek rozumiał po arabsku, dzięki temu mógłby bezkarnie na nas donosić.

John bardzo niepochlebnie się wyrażał o swoich podopiecznych, szczególnie ostatnio i chyba podziękują mu za współpracę. Dlatego Peter martwił się o swoją posadę.

Odnoszę wrażenie, że AB dojdzie do porozumienia z Abassem. Abass go nie zwolni, ale zażyczy sobie nowego matematyka. Kontraktu jednak nie przedłuży, a ten kończy się AB … jutro.

O 14:05 Hussein kazał mi się pakować w trybie awaryjnym, bo … zamyka już biuro. Skoro taka jego wola, to mnie nie wolno się jej sprzeciwić 🙂

O 14:15 nie było już nas na terenie zakładu 🙂
W drodze powrotnej Tony zaliczył parę sytuacji przyprawiających mnie o zawał serca. Jako rodowity Australijczyk ma tendencję do jazdy lewym pasem. Niestety tutaj jest to najszybszy pas, a że w Katarze nie ma zwyczaju puszczania kierunkowskazów czy wyprzedzania prawym pasem, więc miejscowi próbowali nas taranować, tak trąbili na nas.

Tony lubi również podziwiać widoczki. Nikt mu tego nie broni, ale jak się jeszcze nie czuje auta, to nie powinno się tego robić. Wychodzi jego australijska natura. „My w AU potrafimy wszystko robić najlepiej”. I może czasami przyzna rację Reyowi, który grzecznie zwraca mu uwagę, to jednak wciąż robi po swojemu. Śmiga lewym pasem, lub jedzie środkiem blokując oba. Ja tutaj krytykuję, ale zobaczymy jak mi będzie szło za kierownicą, hihi.

Po piętnastej jesteśmy w biurze. Siedzi trzech kontraktorów, ale Omar każe Edwardowi obsłużyć mnie w trybie ekspresowym. Dokumenty gotowe, tylko podpisać. Grzecznie odmówiłem usługi poza kolejnością. Dlaczego? Nie zamierzam ułatwiać im życia. Wiem, że auto jest nowe i nic nie może być w nim złego, ale jednak dla zasady warto je obejrzeć przed podpisaniem odbioru.

Edwardo nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Ale to profesjonalista w pełnym wydaniu. Uśmiech na twarzy. Towarzyszył mi przy inspekcji auta. Ja wiem, że są lepsze auta. Ja wiem, że to nie jest to, co bym chciał, ale jednak cieszę się jak cholera. To i tak najlepsze auto jakie kiedykolwiek miałem, a z całą pewnością najnowsze.

Doszukałem się małego zadrapania na przednim zderzaku długości ok. 5cm. Jakim cudem Edwardowi wyszły aż trzy cale, nie wiem 🙂

Złożyłem dwa autografy i zostałem sam na sam z autem. Fajnie, że opanowałem już drogę na pamięć. Wiem, na którym pasie się ustawić, jak wcześnie zmienić pas, ale na tyle późno by mnie Zakapturzeni nie zwymyślali. Które światła są ważne, na których się nie przejmować, jak omijać ronda.

Lekkie podniecenie i ruszamy. Nie czuję jeszcze pedału hamulca. Auto staje dęba jak próbuję zredukować prędkość auta 🙂 Do niedzieli mam czas na wyeliminowanie tych drobnostek obniżających komfort jazdy samochodem.

15 minut dumania, ustawiania, a samej jazdy było może pięć minut. Zaparkowałem tak cudownie, tak równo, że nie zdążyłem zauważyć, że wyjść z auta nie mogę. Stanąłem za blisko słupa :-]

Nie, 3-4 godziny snu to trochę za mało jak dla mnie. Idę spać przed Sylwestrem.
Miała być godzinka. wyszły dwie, bo jak tylko się położyłem, to zaczęła chodzić koparka.
I tak miałem szczęście, że pół godziny pracowała, a nie pół nocy.

Przygotowania do imprezy sylwestrowej rozpocząłem od …. kanapek do pracy. Tak, tak, moi drodzy, jutro pracuję. W Nowy Rok tutaj chodzi się do pracy.

Jeśli chodzi o strój to długo nie musiałem się zastanawiać. Mam tylko jeden garnitur, więc postanowiłem go zostawić w szafie. Wskoczyłem w swoje “czaderskie” czarne dżinsy, czarną koszulę, czarne buty. Wieczorami jednak zimno jest w Doha, więc założyłem białą podkoszulkę.

Wystarczyło jedno spojrzenie w lustro i musiałem pozbyć się bieli. Nie będę ryzykował, a nóż, widelec, mój wygląd komuś się skojarzy z księdzem i kłopot gotowy.

Impreza zaczyna się o 21. Z Reyem i Simonem umówiłem się pół godziny wcześniej.
– A gdzie masz marynarkę? – obaj rzucili do mnie.
– A mówiliście coś, że trzeba być pod krawatem?
– Masz w domu czy Ci pożyczyć
– Mam – i w ten sposób opóźniłem nasz wyjazd o kolejne 5 minut. W sumie można było się domyśleć, że na Sylwestra w Marriocie nie powinno iść się w innym stroju niż na galowo.

Zaparkowaliśmy daleko od wejścia, by móc szybko urwać się po północy z balu. Jak trzej “Kopciuszkowie”. Obyśmy tylko butów nie pogubili 😉

Kontrola “antyterrorystyczna”, kontrola “biletowa”, papierowe obrączkowanie i już możemy się bawić. Stoliki były ustawione we foyer. Myśmy dostali stolik … przy wyjściu. Tak to już jest jak się kupuje bilety na ostatnią chwilę. Myślałem, że to najgorsze miejsce, a jednak zmieniłem zdanie. Mogliśmy patrzeć sobie kto wchodzi, kto wychodzi, jakie stroje ludzie noszą, kto z kim przyszedł, ile wolnych kobiet będzie na sali. Wiecie jak to jest. Trzech wygłodniałych samców wystarczy, by zejść na “zwierzęce” tematy.

Iść na Sylwestra i nie zatańczyć? Człowiekowi aż nogi same chodziły, ale na parkiecie nie było nikogo. Gdy zabawę rozpoczynają dziewczyny, to jakoś normalnie to wygląda. Gdy wchodzi facet i zaczyna tańczyć, to ludzie myślą – pewno pijany, gdy wchodzi trzech i zaczyna się bawić – pewno [cenzura]. Dlatego by wybić ludziom te myśli z głowy, Rey poprosił jedną z pracujących Filipinek. Wiecie, że zadziałało. Ludzie ośmielili się i parkiet zapełnił się parami, grupkami. Szkoda, że większość to płeć brzydka była, ale co tam. Sylwester raz w roku jest. Ważne, że ja się dobrze bawię.

Ja z Reyem mieliśmy abstynenckie wejściówki, Simon dorzucił stówę i mógł pić do woli. Ale i tak koledzy zapamiętali mnie jako osobę nie mającą umiaru w jedzeniu. Ale jak tu się oprzeć tak wspaniałym widokom, ślinka ciekła na sam widok. Trzeba, po prostu trzeba było skosztować wszystkiego. Zważywszy, że wszystkie hotelowe restauracje urządziły szwedzki stół. Była kuchnia meksykańska, chińska, japońska, indyjska, europejska. Gdybym to wszystko zmieszał z alkoholem to bym rano nie mógł wstać, a pewnie niewiele bym pamiętał, a tak, jest co wspominać.

W zeszłym roku moja najbliższa przyjaciółka powiedziała mi, że najlepszym sposobem na noworoczne życzenia jest zapisanie na kartce papieru i popicie niego szampanem. Zeszłoroczne życzenie [chyba] się spełniło, więc w tym roku nie można było nie spróbować. Ale jak to zrobić, gdy jest się w kraju o zaostrzonym rygorze, ma się bilet, który nie uprawnia do zakupu choćby grama alkoholu, nie mam ze sobą długopisu, o kartce papieru nie wspominając. Wyjście okazało się całkiem proste. Długopis pożyczyłem od Patricii (nie wiem jak ona weszła na imprezę bez biletu), serwetka to przecież też papier, Simon zamówił trzy szampany, i o godzinie 0:00:15 niewielka ilość celulozy z odrobiną atramentu wylądowała w jamie pełnej kwasów żołądkowych.

O godzinie 0:30 wyszliśmy z Marriotta, o 1:10 już spałem. To będzie bardzo krótka noc.

PS.
Zdjęcia trochę słabej jakości, bo robione telefonem komórkowym.

Je się oczami :)

Je się oczami 🙂

Rozgrzewka DJ

Rozgrzewka DJ

Skoro goście nie chcą, to personel musi się bawić

Skoro goście nie chcą, to personel musi się bawić

Wciąż mi ślinka cieknie

Wciąż mi ślinka cieknie

Wilczy apetyt na nóżki ;)

Wilczy apetyt na nóżki 😉

Bar gotowy, ale chętnych brak

Bar gotowy, ale chętnych brak

Niektórzy jednak woleli tylko jeść

Niektórzy jednak woleli tylko jeść

Co by tu wybrać?

Co by tu wybrać?

Hombre (Rey)

Hombre (Rey)

O, balonik mi uciekł :)

O, balonik mi uciekł 🙂

Zabawa na całego

Zabawa na całego

Widziałaś?

Widziałaś?

Czarny charakter

Czarny charakter

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *