Dziś nie popełniliśmy błędu i przyśliśmy trochę wcześniej. Niestety moje ulubione miejsce było zajęte. Ulubione, tzn. takie, które marzyło mi się zająć. Niestety szwedzka rodzina była szybsza. Ale i tak nie mam co narzekać. Miejsca było tyle ile w samolocie, czyli miałem drobne pole manewru. W czwartek niestety siedziałem ściśnięty jak sardynka w puszcze. Kto pozwolił na budowanie takiego stadionu to ja nie wiem. Powiecie, że wyrosłem ponad średnią krajową? Może i tak, ale Tony który jest niższy o głowę klął w żywy kamień. Nie dało się wysiedzieć dwu gemów pod rząd. Trzeba było co chwilę wstawać lub zmieniać pozycję, bo krążenia żadnego w nogach by potem nie było.
Ja się cieszę, że za niewielkie pieniądze, nawet jak na polskie warunki, mogłem obejrzeć czołówkę światową w akcji, ale granie przy pustych trybunach, to musi być demoralizujące, nawet jak szejkowie wykładają grubą forsę. Moim zdaniem turniej ten powinien być tylko pokazowym, a nie regularnym. Potwierdziła to też forma graczy. Wszyscy zagrali poniżej oczekiwań. Wygrał Murray, bo reszta grała świąteczny tenis. Cóż, może za rok będzie lepiej. Ciekawe tylko czy ja tego doczekam?