Kąśliwe uwagi

Przepraszam, że nie pisałem parę dni, ale kąsam już każdego kto nawinie mi się pod rękę. Nie radzę sobie z tym całym syfem. Nie umiem złapać należytego dystansu do życia tutaj. Gdy tylko wydaje mi się, że wszystko już gra, wychodzą takie kwiatki, że człowieka aż rzuca.

W niedzielę 1 lutego miałem mieć wizytację. Lista rzeczy, na które miano zwracać uwagę, była szalenie długa. Australijczycy pod tym względem są niesamowicie pedantyczni. Nie przewidzieli jednak, że metody tej nie da się bezpośrednio zaszczepić w kraju leniwców pospolitych. Należało ocenić ponad trzydzieści punktów w mojej pracy dydaktycznej. Mając do dyspozycji tylko 45 minut to trochę mało, szczególnie dla kogoś, kto nigdy tego nie robił. Ale to nie był chyba główny powód odłożenia hospitacji na bliżej nieokreślony termin. Wczesne godziny poranne nie służą mojemu szefowi, a także spacery dłuższe niż z biura do auta, dlatego też z wielkiej sprawy zrobiło się jeszcze większe nic.

W poniedziałek, 2 lutego nie było w pracy ani Wayna (to akurat norma), ani Agilego. Komu wyznaczają zastępstwo? nie musicie odpowiadać ani zgadywać. Byłem jedynym człowiekiem bez zajęć dydaktycznych, więc padło na mnie. Pytam się pana Sharmy co mam z nimi robić. Słowo cokolwiek mnie nie usatysfakcjonowało, wręcz przeraziło. Trudno. Idę jak na skazanie, bo cóż innego mi wypada. Przecież nie powiem, że nie jestem gotowy do tych zajęć.

Chłopaki już mieli z nimi zajęcia, ale jakoś dziwnym trafem zabrano im tę przyjemność pracy z “najstarszą” klasą. Najstarsza odnosi się zarówno do średniego wieku uczestników jak i stażu w szkole. Jeśli wierzyć numeracji (grupa nr 47) to jest ich piąty rok w tej placówce (zaczęli w 2004 roku). Liczba 7 wcale nie oznacza szczęścia. Im wyższy numer tym niższy poziom. Najlepsze są grupy z numerem 1, grupy z numerem 2 to już dno, więc 7 to … chyba złośliwy jestem 😉

Wchodzę do klasy i widzę, że wszyscy jak jeden mąż czytają gazetę. Mówię dzień dobry, proszę o chwilę uwagi, coś mówię, ale zaczynam się zastanawiać, czy aby przypadkiem wszystko ze mną w porządku. Musiałem chyba schudnąć ostatnio, bo nikt nie zauważył mojego wejścia do klasy. Nie oczekiwałem żadnych fanfar i okrzyków radości, ale chociaż drobne pozdrowienie czy mrugnięcie oczami, że mnie zauważono. Po kolejnej minucie wszedł jakiś człowiek, zaczął się witać ze wszystkimi, a mnie w tej klasie nie było, nie ma i chyba nie będzie. Zdawało mi się, że wszedłem, a im się zdawało, że wiatr z pustyni otworzył drzwi i wpadło trochę kurzu do środka. Udało mi się jednak przyciągnąć ich uwagę gdy czytałem ich nazwiska, by móc zaznaczyć obecności. Ale gdy tylko odrywałem wzrok od kartki ich twarze były zasłonięte gazetami. Przeszedłem się po sali. Nie było ani jednej gazety w europejskim języku. Nie wiem, co oni potrafią wyczytać z tych hieroglifów, bo ja jeszcze nic 😀

W sumie mogło być gorzej. Na 90 minut zajęć udało mi się zagadać z jednym studentem, może w sumie przez 10 minut. Jego angielski był naprawdę przyzwoity, żeby tak pozostali mówili, o ile przyjemniej by się prowadziło zajęcia. Dowiedziałem się np. jak obejść w Katarze cenzurę internetu, że Ci Arabowie z długimi brodami to akurat najspokojniejsi są (czemu więc cały świat tak szalenie poszukuje tego jednego gościa przez tak długi okres czasu i czemu to właśnie jego organizacji przypisuje się tyle medialnych akcji, a ludzie boją się podróżować metrem, samolotami, autobusami?) Na zakończenie wpadł student o trochę podpalanej cerze i przyniósł wszystkim śniadanie. Mnie też zaproszono na tę biesiadę. Dochodzę do wniosku, że Ci ludzie nie potrafią zawierać znajomości. Ktoś im zdrowo coś wyprał w młodości, a teraz nie potrafią nic z tym zrobić nawet jakby bardzo chcieli.

We wtorek, 3 lutego, kazano mi odstawić auto do firmy. Dano mi zastępcze auto. Jedyną różnicę jaką zauważyłem przed odbiorem to numer rejestracyjny. Po odbiorze trafiła mnie [cenzura]. Nie wiem kto jeździł przede mną tym autem, ale myślałem, że w środku puszczę pawia, tak intensywny zapach unosił się w nim. Przewiewna jazda do domu nie poprawiła ani trochę komfortu jazdy. Ubranie było do wymiany, ciało również przeszło stęchlizną. Firma chyba oszczędza na wszystkim, bo w baku nie było nawet jednego litra benzyny. Wskaźnik paliwa nawet nie drgnął. Dobrze, że stacja benzynowa jest po drugiej stronie ulicy inaczej bym nie dojechał do domu. Już sam nie wiem czy to aby na pewno był zwyczajny smród. Od tego, że ktoś oszczędza na mydle nie miałbym przecież halucynacji. Musiałem mieć wielkie zwidy, bo nim zdążyłem dojechać do domu nowym autem, mój etatowy pojazd już tam był, a do niego właśnie ładowali się dwaj nowi pracownicy naszej firmy. Jeżeli w taki sposób dba się o moje auto, które oddałem godzinę temu na przegląd to zaczynam się poważnie niepokoić o cały mój pobyt tutaj. Oczywiście terminu odbioru auta też nie znam.

PS.
Aha, sprawa XXX to chyba się jednak trochę przeciągnie w czasie, bo w niedzielę mi powiedziano, że złożyłem nie tę aplikację co potrzeba. Na pytanie co było źle, odpowiedziano mi, że aplikacja musi być wydrukowana w kolorze. A ja głupi myślałem, że jak oszczędzę kolorowy toner to mnie ktoś pochwali. Dziś zaś usłyszałem, że aplikacja wciąż jest zła. Poprosiłem o szczegóły, bo nie bardzo rozumiałem w czym tkwi problem.
– To jest aplikacja na rok 2008, a my już mamy wersję dla roku 2009.
– Ale ja to dostałem od swojego szefa…
– … co wcale pana nie zwalnia z obowiązku składania prawidłowych dokumentów do nas.
– … a czemu nie powiedziano mi o tym od razu, gdy proszono o wydrukowanie w kolorze?
– … bo pierwsza osoba odpowiedzialna jest tylko za kolor.
– Dziękuję, poprawię się następnym razem.
Czy szef sobie ze mnie jaja robi czy zwyczajnie poddawany jestem pacyfikacji?

One thought on “Kąśliwe uwagi

  1. ‘bo pierwsza osoba odpowiedzialna jest tylko za kolor’ – powalilo mnie na lopatki. Nie ma to jak szeroki zakres obowiazkow 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *