Miłosierny ze mnie człowiek

Nie można lenić się tak jak Arabowie, bo jeszcze człowiekowi wejdzie to w krew i, nie daj Boże, zamarzy mi się stały pobyt tutaj 🙂 Ruszyłem więc z kopyta (tak po 8:00 😉 ) do szukania materiałów do mojego kursu dla inżynierów, na temat technologii wody.
Wiem, wiem, biblioteki są pełne zasobów, nie wspominając już o internecie, ale tak jest wszędzie, prócz Kataru. Na ulicy postęp widać gołym okiem, ale jak się człowiek dokładnie przyjrzy, to jednak miejscowi wciąż tkwią w średniowieczu. Chociaż są liderami w produkcji i obróbce gazu ziemnego, to poziom samych Katarczyków daleki jest od Australijczyków, o Polakach to nawet nie wspominam. Nasze ośrodki są lata świetlne przed Arabami, choć zasobów naturalnych mamy tyle co kot napłakał, a jeszcze sąsiedzi kombinują jak nas w ogóle odciąć od gazu.

To co do tej pory udało mi się zebrać w internecie już powinno wystarczyć na 40godzinny kurs dla Arabów, ale będę zbierał dalej, gdyby się okazało, że Europejczycy też mają przyjść posłuchać. Natomiast odpuściłem sobie najnowszą literaturę z biblioteki, bo lata 1970-1980 wydały mi się trochę odległe, a ja nie robię przecież wykładu z historii.

Nie ma dzisiaj Subu, więc Sami siedzi cicho i patrzy głupkowato w monitor. Zapytałem się go, jaką tutaj pełni rolę. I wyszło szydło z worka. Jest na tym samym stanowisku co ja, ale zlecono jemu i Moungowi przejęcie schedy po Sultanie. Jeżeli jest to przemyślane działanie, to ktoś naprawdę nie chce, by ośrodek szkoleniowy dobrze funkcjonował.

Z pokoju Samiego urządzono archiwum studenckich folderów. Ułożono z nich piramdki. Zadałem sobie trud i policzyłem – 15 stosów, a w każdym ponad 20 katalogów. Operowanie nimi to ciężka praca. Ba, to nawet grozi śmiercią lub trwałym kalectwem, gdy taki jeden słupek przewrócił się na człowieka (hołdujemy jak zwykle zasadzie – BHP to podstawa, no ale skoro nie można inaczej …)
Wytypowanie delikwenta, który pisze na klawiaturze jednym palcem, i to jakby miała go poparzyć, na początku wygląda komicznie, ale człowiek uświadamia sobie, że dzięki temu szykują się kolejne opóźnienia i dla niektórych powód do stresu.

Może ja się czepiam, ale od wykładowcy powinno wymagać się odrobiny biegłości w komputerach, a jeżeli jej nie ma, to nie daje mu się żadnych administracyjnych zadań.

Sami miał dzisiaj za zadanie zrobić listę pracowników. Zrobić to może nieodpowiedni czasaownik. On miał ją tylko aktualizować. Zajęło mu to 5 (słownie pięć) bitych godzin. Tabelka składała się z nazwiska, numeru identyfikacyjnego, telefonu służbowego, telefonu komórkowego, faxu i adresu e-mail. Może gdyby chodziło o całe QP, to zadanie byłoby naprawdę poważne, ale Sami miał do sprawdzenia zaledwie 20 rekordów. Tak [cenzura] roboty dawno już nie widziałem. Już nawet nie mówię o literówkach w imionach. Błędnie przepisywał numeru telefonów, a gdy nie mógł znaleźć adresów poczty elektronicznej, to je chłop sam wymyślał. No przecież nie można zostawiać pustych kratek w tabelce, prawda?

Obiecałem sobie, że już nie będę się wtrącał. Niech robią co chcą, ale jak zobaczyłem błędy przy moim nazwisku, to delikatnie zwróciłem uwagę, że moje imię troszeczkę inaczej się pisze, a poza tym adres e-mail jest nieprawdziwy. Pokazałem jak ma to robić i odszedłem. Jak to wyszło, to już mnie to nie interesowało. Ważne, że moje dane są już poprawne.

Ale gdzie to miłosierdzie? A to już zdarzyło się po pracy.

Przypomniałem sobie, że miałem powiedzieć Marhaba pośrednikowi. O świcie wysłałem, więc list do niego, jak bardzo się cieszę, że znów jestem w Katarze (jak to człowiekowi takie wierutne bzdury wychodzą ustami, gdy ma do czynienia z hochsztaplerami). W odpowiedzi dostałem rozkaz stawienia się w biurze, celem podpisania kolejnego formularza. Zadzwoniłem więc po pracy do Josepha, by ten podesłał mi wersję elektroniczną – ja to sobie wydrukuję, wypełnię, zeskanuję i grzecznie odeślę. W końcu mamy XXI wiek, a skoro nie da rady korzystać z najnowocześniejszych technologii, to chociaż wykorzystujmy tę, która była dostępna pod koniec XX. Jojo zaprotestował.
– Mogę, ale i tak musi  się Pan stawić osobiście. Decyzja szefa. Bardzo mi przykro.
Jak mus to mus.
Minutę później znów zadzwonił telefon.
– Proszę zabrać ze sobą paszport i karty pokładowe – wystękał drżącym głosem Joseph.
– Paszport to rozumiem, a karty?
– Szef kazał.
I tak się rozmawia z tymi tępakami. Przepis to przepis, żadnej dyskusji, ale dlaczego nie ma nigdzie tego na piśmie :[

Edwarda nie było przy biurku, więc sprawę zaczął załatwiać Mutaz.
– Jojo, gdzie są dane pana G.?
– W teczce.
– A gdzie ta teczka?
– No gdzieś musi tam być
– Nie ma.
– To poczekaj na Edwarda.
W międzyczasie Jojo zrobił xero mojego paszportu. Muszą być pewni, że wyleciałem i wróciłem w dniach, które były na podaniu o urlop. Ciekawe czemu nie może wystarczyć im fax z QP z listą obecności. Giną w tonach papierów. Idę o zakład, że jak tylko się upewnią, że wszystko jest OK i nie da rady mnie [cenzura] to xero idzie do piachu.
Mutazowi udało się znaleźć teczkę i wypełnić formularz.
– Pan podpisze.
Patrzę i oczom nie wierzę.
Zmienili daty. I jeszcze wpisali, że wykorzystałem cały urlop.
– Nie zgadza się. Wpisałem 20 dni płatnych, bo tyle mi przysługiwało. Proszę to poprawić.
– Panie G. nie umie Pan liczyć, przecież był Pan 28 dni poza krajem. Wydłużył sobie Pan urlop.
O czym [cenzura] ten [cenzura]?
– Jak to wydłużyłem sobie? proszę spojrzeć na podanie o urlop. Wpisałem tyle ile mi przysługiwało. Reszta miała być bezpłatna.
– No ale był pan 28 dni.
– Czy to nie jest Wasz (w myślach – [cenzura] ) pomysł, by dawać nam procentowo tyle urlopu, ile przepracowaliśmy dni w danym roku? I jeszcze jedno. Zapłaciliście mi awansem za cały urlop. I było to za 20 dni roboczych. Nalegam abyś to zmienił (w myślach – [ceznura] [cenzura] [cenzura]).

Do biura wszedł Edward. Jak zwykle uśmiechem na twarzy. W tym jest najlepszy. Tak samo [cenzura] robotę, ale przynajmniej nie idzie w zaparte jak mu się udowodni czarno na białym, że racja jest po naszej stronie.
– Panie Edziu? co słychać w sprawie przeglądu mojego samochodu? bo jakoś nie zauważyłem, by ktoś dotykał moje auto w czasie mojej nieobecności?
– Jakiego przeglądu? a zgłaszał Pan w ogóle?
– NOOOO. 7 tygodni temu 😀 i jeszcze wpisać przy mnie stan licznika.
– Mamy jakiś rezerwowy samochód, więc możemy ustawić się na jutro.
– To zaczekajcie kolejne dwa tygodnie. Jak polecę do Australii (wciąż mam taką nadzieję, że Abdulla Sh. podpisze moje podanie), to wtedy zrobicie przegląd. Na razie pracuję w mieście, więc nie ma pośpiechu.

Mutaz podsunął mi do podpisania formularz.

– Czy mogę zrobić kopię tego dokumentu?
– Ale tam nie ma jeszcze podpisu szefa.
– … ale mnie to nie interesuje czy będzie. Chcę mieć dowód, że coś takiego u Was zostawiłem. Mogę?
Zgodził się. Zrobił co, chciałem.
Aż się boję pomyśleć, co by było, gdyby nie zrobił tej kopii.
Chyba wyczytał w moich oczach zbliżającą się śmierć.
A ludzie się dziwią, że człowiek staje się rasistą wbrew swojej woli.

– Czy to wszystko?
– A karty pokładowe?
– A po co Wam to?
– Wymagania QP.
– Przecież nie płaciliście za bilety lotnicze, to po co Wam i QP te karty?
– Jak to nie płaciliśmy? to nie dostał Pan pieniędzy za bilet?
– A płaciliście, płaciliście, ale za lot do miejsca, skąd mnie ściągneliście do Kataru, a nie za wizytę w moim kraju ojczystym 🙂
– Niemożliwe.
– Możliwe, możliwe. I lepiej sprawdźcie u siebie w systemie. Ale jeśli chcecie mi zafundować dwa przeloty w roku, to ja nie będę się sprzeciwiał.
– Tylko jeden raz można….
– Tak też myślałem. Do zobaczenia wkrótce …

Ilość [cenzura] i [cenzura] jaka poleciała w drodze do domu przekroczyła wszelkie normy dobrego smaku kolegów spod budki z piwem. Ale to jedyny sposób, by odreagować wizytę u samozwańczych profesjonalistów.

One thought on “Miłosierny ze mnie człowiek

  1. Był kiedys taki film – Niespotykanie spokojny czlowiek… Ale mam nadzieje, ze nie doprowadza cie do podobnego stanu emocjonalnego, jakiemu ulegl bohater tego filmu …

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *