Wiza przyznana … :)

Udało się. Pośrednik znów stanął na wysokości zadania i osiągnął rzecz niemożliwą. Od złożenia przeze mnie podania upłynęło mniej niż 24 godziny, a wiza uprawniająca mnie do opuszczenia Kataru (Exit Permit) została przesłana na moją skrzynkę pocztową. Zastanawiam się czy nie powinienem iść do firmy i podziękować im za spełnienie tego cudu. Dla wszystkich firm wokoło to robota na 5 minut, a oni zawsze proszą o dwa tygodnie cierpliwości. Muszą chyba mnie lubić 😉

Wypad do Australii przypadnie na początek kolejnego okresu szkolnego, co ni mniej ni więcej będzie oznaczało motywowanie do pracy młodych adeptów sztuki procesowej. Chłopaki nie widzieli się ponad tygodni, więc opowieści będzie co nie miara. I nieważne, że spędzili godziny opowiadając to sobie przez telefon. Opowieści w cztery oczy to jest dopiero coś 🙂
Continue reading »

Nadeszły posiłki

Przeogromna radość zapanowała w naszym ośrodku, a przynajmniej w moim sercu. Przyjechało dwu nowych wykładowców. Biała rasa rośnie w siłę. Nie wiem jak to będzie w rzeczywistości, ale pojawiła się kolejna okazja na wprowadzanie, drobnych, ale właściwych zmian w sposobie szkolenia. Arabskie lenistwo będzie musiało ustąpić zwykłej codziennej pracy.

Victora już wcześniej poznałem, jak tydzień temu byłem w RAA. Glen przedstawił mi go, jako swojego kolegę z czasów, gdy obaj pracowali w Arabii Saudyjskiej. Victor, jak każdy Anglik, ma zadarty nos i patrzy na wszystkich z góry (znaczy czuje się lepszy od nas), ale zawsze lepszy angielski bufon on lenia Araba. Posadzono go na miejscu Sharmy. Miejmy nadzieję, że szybko zaaklimatyzuje się  w nowym miejscu. W końcu już parę ładnych lat jest na bliskim wschodzie. Ewidentnie przyjechał dorobić sobie do emerytury 🙂
Continue reading »

Nieprzekonany

Siedzi sobie człowiek za biurkiem i czeka na kwiat miejscowej młodzieży. Po kilkunastu tygodniach pracy powinien już jednak wiedzieć, że o czasie nie ma po co przychodzić, gdyż pierwszy dzień tygodnia, a szczególnie pierwsze dwie godziny, to dla Arabów jak zawsze powrót z wakacji. Zjeżdżają się, może i o czasie, ale przecież tak wiele dzieje się w ich życiu pozaszkolnym, że zanim doczłapią w swych ciężkich butach do sali wykładowej (aż 30 metrów od parkingu) mija co najmniej 10 minut.

Pierwszy wszedł Mohammed (ten najbardziej praktykujący Arab) i wręczył mu cztery broszurki na temat Islamu. Wykładowca przyjął je, podziękował, a w duszy pojawił się wewnętrzny niepokój. Mohammed nie dał się zbyć tymi uprzejmościami i nakazał lekturę od razu. Trener nie czekając na wybuch złości otworzył pierwszą z książeczek. Już miał się zagłębić w lekturę tej poważnej pozycji, gdy z opresji wybawił go tłumek rozgadanej młodzieży.

Zajęcia jak zajęcia. Nic specjalnego. Nauczycielowi udało się przykuć uwagę każdego z nich na minutę, co dało raptem 9 minut. Resztę czasu niestety musiał poświęcić na rzeczy mało związane z wykładem. I pewnie nie warto byłoby o tym wspominać, gdyby nie pewne zdarzenie.

Wykładowca chciał krzyknąć  – KUBEŁ, ale ugryzł się w język, bo być może zostałoby to odebrane jako zniewaga, a przecież chodziło mu o to, by wreszcie zamilkli. Żartów nie było końca, aż tu nagle …
Continue reading »

Dziura ozonowa

Kiedy jeszcze żyłem sobie spokojnie w Australii, na topie był temat globalnego ocieplenia, efektów cieplarnianych etc. By uciąć wszelakie spekulacje na temat moich poglądów, powiem wprost – nie twierdzę, że nie ma globalnego ocieplenia, mnie zwyczajnie nie przekonują sposoby prezentacji dowodów na istnienie jego, czyli w tym temacie stoję po stronie Przema 😉

Ale nie o tym będzie w tym poście. Wydaje mi się bezcelowe pisanie o tym z kraju, w którym latem spotykamy piekielnie wysokie temperatury, a zimy przypominają polski wrzesień.

Ja już sam nie wiem, czy lepsze są słowa-wytrychy w mediach publicznych czy to co zdarzyło się dzisiaj w pracy.
Continue reading »

Kąśliwe uwagi

Przepraszam, że nie pisałem parę dni, ale kąsam już każdego kto nawinie mi się pod rękę. Nie radzę sobie z tym całym syfem. Nie umiem złapać należytego dystansu do życia tutaj. Gdy tylko wydaje mi się, że wszystko już gra, wychodzą takie kwiatki, że człowieka aż rzuca.

W niedzielę 1 lutego miałem mieć wizytację. Lista rzeczy, na które miano zwracać uwagę, była szalenie długa. Australijczycy pod tym względem są niesamowicie pedantyczni. Nie przewidzieli jednak, że metody tej nie da się bezpośrednio zaszczepić w kraju leniwców pospolitych. Należało ocenić ponad trzydzieści punktów w mojej pracy dydaktycznej. Mając do dyspozycji tylko 45 minut to trochę mało, szczególnie dla kogoś, kto nigdy tego nie robił. Ale to nie był chyba główny powód odłożenia hospitacji na bliżej nieokreślony termin. Wczesne godziny poranne nie służą mojemu szefowi, a także spacery dłuższe niż z biura do auta, dlatego też z wielkiej sprawy zrobiło się jeszcze większe nic.
Continue reading »