Sylwester

To już drugi dzień w Ras Laffan. Na miejscu byłem o 6:30, a faktycznie zacząłem coś robić o 7:30, bo zanim wszedłem do pokoju to jeszcze zamieniłem parę słów ze wszystkimi, Viso przyniósł mi kawę, sprzątacz (czemu męska forma tak dziwnie brzmi?) zamiótł podłogę i przetarł ją na mokro. Trzeba było znów odczekać kilka minut.

Niespodziewanie wpadł Agili. Chciał coś zarządzić, pokierować kimś, pokazać jak bardzo się wczuł w rolę kierownika, szarej eminencji tutaj – a jest tylko marnym szpiclem naszych bossów z RAA. Może właśnie dlatego czuje się uprawnionym do zarządzania biurem szkoleniowym w Ras Laffan.
Continue reading »

Wielki dzień w Ras Laffan

Dziś jest ten wielki dzień. Moja pierwsza wizyta w Ras Laffan Industrial City. Przeglądając strony internetowe Qatar Petroleum, wywnioskowałem na podstawie umieszczanych tam zdjęć, że miejsce to przypomina naszą polską Petrochemię w Płocku. Jak będzie w rzeczywistości przekonam się za godzinę, bo tyle czasu podobno zajmuje dojazd na miejsce.

Pobudka o 4:30. Nastawiłem sobie trzy budziki, by przypadkiem nie zaspać. Wszystkie trzy zadzwoniły. Wszystkie trzy uśpiłem. Ale przy powtórce już się podniosłem z wyrka. Lekko zaspany usiadłem tam, gdzie się zwykle z rana siada.
Continue reading »

Kolejny wpis w telegraficznym skrócie

– łowienie ryb
Henry i James organizują wypad na ryby w najbliższy piątek lub sobotę. Może ktoś z Was jest chętny? ja nie kumam tych zawodów, więc grzecznie acz stanowczo odmówiłem

– Ras Laffan
jakiś chudzielec pod koniec dnia przyjechał do RAA i wraz z Mohammedem oświadczyli mi, że jutro jadę do Ras Laffan

– list i umowa
Joseph przysłał mi wczoraj SMSa, że mogę odebrać zaświadczenie do banku w sprawie otwarcia konta. A ja się pytam. Jak mam się tam dostać? Na piechotę? Kiedy do tych ludzi dotrze, że nie mam jeszcze auta, a proszenie o przysługę kolegów staje się już męczące.

Keith to jednak złoty człowiek. Znów mnie podwiózł bez mrugnięcia oka.

List jak list, ale w biurze czekała na mnie niespodzianka. Przygotowaną w końcu ostateczną umowę dla mnie. Pięć minut czytania, dziesięć analizowania, za i przeciw.
Raz kozie śmierć. Niech będzie moja strata.
Zgodziłem się na przedstawione warunki składając podpis na umowie.

Chyba kompletnie oszalałem. Umowa jest bezterminową czyli na okres ważności wizy.
5 lat – sam w to nie wierzę 😀

– bank
po powrocie do domu lecę prosto do banku.
I co? i dupa. Zamknięte.
W pierwszej chwili myślałem, że za wcześnie przyszedłem.
A skądże znowu.
Leserzy pracują między 7:30 a 13:00.
Albo jutro mnie ktoś wysadzi w centrum albo czekam do soboty.
Witamy w kraju arabskim 😀

– Skype
uruchomiłem drugiego laptopa – jest też kamerka, więc video konferencje mile widziane 🙂

Czyli jak powiem do zobaczenia, to od dziś jest w tym trochę prawdy 😉

Ta ostatnia niedziela …

Wg Mohammeda miałem dzisiaj dostać decyzję o wyjeździe do Ras Laffan. Jest 14:00 i wciąż nic nie wiadomo.

To się nazywa mieć ekscytujący dzień. Nic do powiedzenia.
Wpis do bloga tylko po to, że żyję i mam się dobrze 🙂

Do jutra

Nadal z prysznicem

5:00
Nie ma lekko w Katarze. Nie pośpi się do południa. Jakiś nadgorliwiec już od rana próbuje wykopać skarb koło naszego bloku i z uporem maniaka grzebie koparką w ziemi, czym doprowadza lokatorów do białej gorączki.

8:00
Mimo że już czas ruszyć się z domu ja dalej siedzę i czekam na robotników. Obiecali dzisiaj przyjść i co?
Spokojnie chłopie, dopiero 8 rano 🙂 Przynajmniej posprzątasz chatę sobie.

Skończyło się na pobożnych życzeniach. Gdy byłem w połowie zamiatania, wparował do mnie Tony. Zdecydował się na trzy ostatnie dni turnieju tenisowego, czwartek (ćwierćfinały), piątek (półfinały) i sobotę (finały). Po co ja mu to obiecałem? a jak nie będzie już tych biletów? jego syn będzie zawiedziony. Pozytywne myślenie to moja silna strona, prawda? 🙂

Dziewiąta przeszła, dziesiąta też. O jedenastej zaszedł John.
– Wymienili pompę 🙂
Będą teraz robić próbny rozruch i odetną mi wodę na kilka godzin. Ja wszystko rozumiem, to podniecenie, tę troskę o mnie, ale coś tu się nie zgadza. Czemu tę wiadomość przyniósł mi sąsiad, a nie robotnicy? Czemu nikt nie pofatygował się, by poinformować lokatorów z naszego pionu, że nie będzie dostawy wody? niedopatrzenie czy jednak kolejny dowód na brak profesjonalizmu?

W południe przydreptał Joseph i Eduardo, by obwieścić mi, że już wszystko w porządku. I ja się z tego cieszę, że oni tacy zaangażowani są, ale tutaj, w Katarze, naprawdę pewne rzeczy wykonuje się w trochę odwrotnej kolejności niż by sugerowała logika.

Ach, jak cudownie wziąć prysznic, czuć jak woda masuje Twoje plecy. Oczywiście nie ma porównania, gdy jest się masowanym przez najbliższą osobę, ale cóż można innego zrobić, gdy nie ma jej w pobliżu?

14:00
I po radości – już się nacieszyłem normalnym ciśnieniem w rurach. Teraz mam kolejny kłopot. Siadłem sobie na chwilę na tronie, a jak wstałem to musiałem wyskoczyć z gatek. Całe mokre były. Wyszła kolejna niedoróbka. Woda mi cieknie z zaworów odcinających.
Hahaha,
Niech nikt nie zaprzecza, że nie przypomina to motywów z serialu “Alternatywy 4”

16:00
Minuty upływają jak szalone, a ja wciąż nie pojechałem po bilety. Głupio mi znowu prosić Reya. “Uderzam” więc do Keitha. Deklarował, że w każdej chwili mógłby mi pomóc. Schodzę, pukam, walę (to chyba TV ryczy jak szalone). W końcu Keith usłyszał 🙂 Coś stękam pod nosem, że może…, czy ewentualnie …, a on mnie wypycha z mieszkania, zamyka drzwi na klucz i wali prostu z mostu
– „No probs”, to gdzie jedziemy? 🙂 – tacy ludzie to złoto, choć zadbać wokół siebie dziadzio nie potrafi.

17:30
Mam, mam, naprawdę mam bilety na trzy ostatnie dni turnieju tenisowego w Doha. Federer, Nadal, Murray, Roddick, a także nasza eksportowa para Matka z Frytką. I to wszystko na żywo za … uwaga, uwaga 60PLN (30AUD). Tenis nie jest jeszcze popularny w Katarze, więc promują go jak można.

21:00
Kolejny dzień przeleciał mi przez palce, a ja wciąż nie postawiłem serwera WWW.

Dobranoc Państwu.