Zarządzanie firmą przypomina prowadzenie samochodu z pięcioma kierownicami. W firmie mam pięciu kierowników nade mną. Wszyscy pracujemy dla jednej organizacji. Gdy pracujemy razem, to jeszcze jako tako wychodzi wychodzi ta współpraca, znaczy firma firma co prawda nie zyskuje, ale przynajmniej można spokojnie pracować.
Niestety kłopoty zaczynają się, gdy kierownicy rozjeżdżają się do swoich podległych posiadłości (czyt. ośrodki szkoleniowe odległe na tyle od Doha, że centrali nie chce się tam jeździć co roku z kontrolą – dla przypomnienia mówimy tutaj o odległościach mniejszych niż 100km). Zamiast uczyć i przygotowywać się do zajęć, musimy całą naszą uwagę skupiać na tym co robią nasi szefowie.
Wiedzieliśmy, że mają nam podesłać z centrali “nowy towar” do obrobienia, ale żaden z nas nie przewidział, że mamy go niańczyć (ang. – babysitting, fr. – au pair, etc. 🙂 ) przez najbliższe dwa tygodnie. Nie mam nic przeciwko temu, by tracić z nowym narybkiem czas na rozmowach o dupie zakatarzonej Maryni (w końcu to mój obowiązek), ale w centrali ktoś chyba zapomniał, że żaden z nas już nie siedzi bezczynnie w biurze pierdząc w stołek. No chyba że właśnie to miałem robić przez cały czas swojego pobytu w Ras Laffan, ale się zbuntowałem i zacząłem pracować. W końcu każdy Polak to buntownik od urodzenia i stawia czynny opór każdemu reżimowi.
Cudownie zapowiada się następny tydzień. Egzaminy w RasGas (nd – śr, 9-13), szkolenie w Doha (nd-pn, 7-13), opieka nad sierotkami z grupy 58 (nd-czw, 7:30-12:30).
Cyba zacznę pracować nad sklonowaniem własnej osoby. Myślę, że na początek trzy kopie by w zupełności wystarczyły, a oryginał oddałbym w dobre ręce, bo pewnie większy by uczyniły z nich pożytek niż moich pięciu fenomenalnych szefów.
Ach, zapomniałem dodać, że wszystkie sprawy są priorytetowe i żadnej odwołać nie można. Suma odległości między tymi punktami, w których muszę być osobiście to raptem 100km. A cóż, to jest we wszechświecie za odległość, że ja się tym tak bardzo martwię. Przyjdą te dni, to się wtedy będę martwił 🙂
PS.
Już wiem skąd to obciążenie godzinowe. Wayne koniecznie chce pokazać Abbassowi (swojemu szefowi), że w Ras Laffan też można wydajnie pracować (zapewne chodzi o jego wydajność, bo nasza jest jak najbardziej w porządku) i nasz ośrodek jest nie gorszy od tego w Messaid.
Wydaje mi się, że sprawa ma jednak drugie dno. Wayne nie chce, by Abbass przyjeżdżał tutaj, więc robi wszystko, by mu pokazać jak świetnie sobie radzi w temacie zarządzania czasem i zasobami ludzkimi. A że naszym kosztem? Kto by się przejmował takimi drobnostkami. Przecież rzecz to wiadoma, że “białasy” zaprzedadzą swoją duszę diabłu, byleby tylko mieć możliwość zarabiania petrodolarów 😀
A nie mowilam: szanuj szefa swego, bo mozesz miec gorszego…? 😉
A czy ja kiedyś nie szanowałem Szefowej? 😀