Święty post zbliża się już do końca. Być może już dziś wielcy tego kraju wyjdą wieczorem, spojrzą w niebo, zobaczą na nim księżyc i ogłoszą koniec postu, co oznacza początek świąt Eid od jutra.
A co się stanie gdy niebo będzie zachmurzone lub będzie burza pyłowa?
Nic się nie stanie. Procedura zostanie przesunięta na dzień następny 🙂
Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że mnie początek świąt “nie rusza” – ja mam wolne. Co innego kolega z QA – dla niego to być może dodatkowy dzień pracy.
Prawdę mówiąc jest to “chore”. Powinno się ustalić “dyżury” i już dawno powiedzieć swoim pracownikom, kto zostaje w Doha, a kto może zrobić sobie dziewięciodniowe wakacje. Trzymanie w niepewności armii kilkudziesięciu tysięcy ludzi (mam na myśli nie tylko pracowników QA, ale również pozostałych firm, których stać byłoby ewentualnie na wakacje) jest kolejnym przykładem złego pojmowania zasady – “My tu rządzimy“.
W czwartek wieczorem odwoziłem koleżankę na lotnisko. Już w drodze na Doha International Airport dało się odczuć zbliżający się szał długiego weekendu. Na lotnisko prowadzi trzypasmowa droga i wszystkie trzy pasy były zajęte. Potem niespodziewanie (bo po raz pierwszy robiłem za kierowcę na lotnisko 😉 ) z trzech zrobiły się dwa, tylko, że wszyscy pchali się skrajnym prawym (dwie minuty postoju i odjazd), gdy ja chciałem wjechać na parking. Wciąż wierzę, że Bóg czuwa nade mną, bo umiejętności nie mają tutaj znaczenia, gdy tylu “idiotów” siedzi za kółkiem.
Wejścia do budynku pilnuje straż porządkowa, by przypadkiem tłumy turystów nie tratowały się nawzajem. Myślę, że wartownicy mają jeszcze jedno zadanie i chyba jest to ich główne zajęcie – nie wpuszczają robotników trzeciego świata, którzy koczują pod halą odpraw. Koczują, bo bardzo często się zdarza, że pośrednicy, sponsorzy, pracodawcy zwyczajnie o nich zapominają (krótki filmik dla potwierdzenia tej okrutnej prawdy).
Lost in Migration from Omar Khalifa on Vimeo.
Potem jest już strefa tylko dla posiadaczy biletów. Oczywiście zakaz znów dotyczy “kolorowych”, bo mnie “białego” nikt nie zapyta czy mam bilet czy tylko odprowadzam. Po drodze do odprawy biletowej (check-in) zaliczamy rentgen walizki. Prześwietlacze aż wyszczerzyli zęby do Moniki. Co takiego miała w walizce pozostanie jej słodką tajemnicą, ale widok musiał być przedni 😉
Organizacja check-in Lufthansy w Doha pozostawia wiele do życzenia, bo skierowano do nas do jednej kolejki, podczas gdy ludzie przychodzący za nami podchodzili do innych stanowisk bez uprzedniego czekania. A może dobrze się stało, że nie interweniowaliśmy, bo dzięki temu udało nam się “zmusić” przystojniaka z Luftwaffe do przymknięcia oka na spory nadbagaż 😉
Monika zniknęła za kolejnymi barierkami, a ja musiałem opuścić halę odlotów. I znów nie chciało mi się szukać “wyjścia”, więc wyszedłem “wejściem” prawie czołgając się pod tasiemkami. Ciekawe czemu nikt nie zwrócił mi uwagi, że idę pod prąd? uratował mnie kolor skóry czy zwyczajnie straż lotniska ma to głęboko [cenzura]
Wyjazd z lotniska to też oczekiwanie w kolejce do kasy przy bramkach wyjazdowych, gdzie oczywiście każdemu w białej szacie się spieszy.
A potem miałem parę atrakcji na drodze – jak przebić się przez sześć pasów na krótkim odcinku drogi, tak by jeszcze zdążyć na światłach i nie być staranowanym przez szaleńców gnających w stronę Corniche.
W czwartek wieczorem wydawało mi się, że już gorzej być nie może na drodze. A jednak może.
Gdy kilka tysięcy ludzi cieszyło się z wyjazdu na długi weekend, kilkanaście razy więcej rąk do pracy powróciło wczoraj po długim urlopie. To co się działo w piątek wieczorem w Centrum to woła o pomstę do Boga. Powrót z Souq Waqif, gdzie miałem przyjemność spędzić miły wieczór z Anetą, Sebastianem i ich dziećmi, do La Cigalle trwał 45 minut, a od Hotelu Cigalle do mnie do domu [30 minut]. Zrozumiałbym gdyby był wypadek samochodowy na drodze, zepsute światła etc. ale to wszystko przez tych “baranów” w swoich białych Toyotach Land Cruiserach. Oni nie mogą normalnie jak wszyscy zaczekać na swoją kolej. Zawsze muszą być pierwsi, zawsze im się spieszy. Jeśli nie można drogą, to od czego jest chodnik lub trawnik. Nawet wysokie krawężniki nie stanowią dla nich przeszkody, a człowiek patrzy jak ślimaki wyprzedzają go sunąc po zielonej trawce, ech 🙂
[cenzura], jak ja nie lubię końca Ramadanu.
Aż boję się pomyśleć, co będzie gdy wrócę z Melbourne 😀
Tak czytam te opowiesci “drogowe” i jedyne czego mi brakuje do tego topiku to kilku ladnych fotek dokumentujacych nonszalancje z jaka miejscowi poruszaja sie po ichnich drogach, a jeszcze fajniejby bylo jakiś plik video. Tylko na wszystkie swietosci nie jak z ta koparka po kilka sekund i koniec ;P.
Dzień dobry!
Od roku mieszkam i pracuję w Doha i przeczytałam Twojego bloga od “deski do deski” 🙂 Masz świetny styl pisania – gratuluję lekkiego “pióra” 🙂
Zastanawiam się jak dalej potoczyły się Twoje losy – jak długo zostałeś w Doha i co obecnie porabiasz.
Życzę Tobie dużo szczęścia bez względu na to, gdzie jesteś.
Pozdrowienia serdeczne!