Pogawędka z niewolnikiem

Zaczął się ostatni tydzień Ramadanu, a QP wciąż bawi się z nami w kotka i myszkę. Na pytanie ile dni będziemy mieć wolnego w następnym tygodniu, wciąż słyszymy niezdzieralne słowa “Inshallah, jutro”. Bóg musi być bardzo zajęty, bo wciąż nie natchnął tych biednych bogatych ludzi żadną ideą, którzy sami nie potrafią podjąć decyzji. Nie chciałbym krakać, ale pośrednik wykombinuje coś by nie płacić nam za ten tydzień 😀

Wieść niesie, że do firmy przyjechał mój bezpośredni kierownik z RLIC, ale jakoś nie raczył o tym nikogo poinformować. Myślałem, że może na kawie go spotkam. Ale tam tylko koledzy [cenzura] cały czas, jak to złym człowiekiem pośrednik jest.

Dzień upłynąłby normalnie, gdyby nie rozmowa z chłopcem z Bangladeszu.

Siedziałem tyłem do drzwi wejściowych, jak zwykle zajęty szukaniem materiałów szkoleniowych, (a proszę mi wierzyć, że przy tak ocenzurowanym internecie to nie lada sztuka cokolwiek znaleźć), gdy usłyszałem zapytanie o moje życzenia. Za moimi plecami stał młody chłopak, ubrany w żółty uniform.

Żółty oznacza, że jego życie obraca się wokół WSW (Wiadra Szmaty Wody), czyli wg Arabów jest jednym z niewolników. W hierarchii zawodowej jest jeszcze niżej niż kelnerzy i kserowacze. Jedno trzeba przyznać tym ludziom. Pozytywnej energii mają tyle, że żadne chamskie zachowanie tubylców nie jest w stanie zabić w nich nadziei na lepsze życie.

Chłopak próbował mnie przepraszać, ale nie wiedziałem za co. Coś mówił o wodzie i języku. W końcu przypomniałem sobie zdarzenie z piątku, tfu czwartku oczywiście 😉
Dłubałem w komputerze, gdy przyszedł chłopaczek i zaoferował wodę Subu. Rozmawiali wtedy w ichnim narzeczu (państwo wybaczą ale nie wiem co to był za język 🙁 ).
Dziś młodzieniec przepraszał mnie, że nie rozmawiali po angielsku i nie zaoferował mi wody do picia (choć za tego rodzaju propozycje mógłby wylecieć z pracy – w końcu mamy ścisły post czyli Ramadan). Odrzekłem, że nie mam nic przeciwko temu, jeśli może rozmawiać w swoim ojczystym języku, oraz że nie zamierzam narażać go na żadne kłopoty, nawet jakbym miał umierać z pragnienia.

Czułem, że rozmowa nie skończy się na tych kilku słowach, więc zaproponowałem mu, aby usiadł.
Ten jednak spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. W oczach jego widziałem niepewność.
– O co chodzi mój przyjacielu? (z australijska to brzmiało – Wazzup mate?)
– Nie jestem jednak pewien czy nie robi sobie pan ze mnie żartów.
Teraz ja wybałuszem oczy.
– Jakich żartów? Kim jesteś młody człowieku?
– Ja tylko sprzątaczem, a pan to jest Wielki Pan.
– Posłuchaj chłopie. Jesteś takim samym człowiekiem jak ja i moja pozycja nie ma tutaj nic do czynienia. Proszę, usiądź, jeśli chcesz ze mną dłużej porozmawiać – i wskazałem na wygodny obrotowy fotel.
– Jest pan pierwszą osobą, która zaoferowała mi krzesło i poczytuję to sobie za wielki zaszczyt.

Niestety biedaczek nie odważył się skorzystać z mojego zaproszenia. Widać bardzo bał się swojego przełożonego albo moich dwu hinduskich kolegów, którzy na każdym kroku pokazują jemu gdzie jest jego miejsce.

Za to do rozmowy aż się garnął.
Z uśmiechem na twarzy i łamanym angielskim spytał mnie skąd jestem. Ciekawe po czym poznał, że nie pochodzę z kraju anglojęzycznego? 😉
Nie wiedział gdzie leży Polska, ale Europa, Rosja tak, więc łatwo było mi wytłumaczyć, gdzie jest moja Ojczyzna 🙂

Dwudziestoletni obywatel Bangladeszu, najstarszy syn z domu bardzo ubogich ludzi wyjechał za chlebem, by jego trzem młodszym braciom i rodzicom żyło się lepiej. Najmłodszy z jego braci ma dopiero rok, więc całe życie przed nim. Jak wiele trzeba wyrzeczeń, by zobaczyć uśmiech na twarzy swojej rodziny, niech świadczy fakt, że:

  • do pracy wstajesz o 3:30
  • autobus do roboty odjeżdża o 4:00
  • po drodze zjadasz skromne śniadanie przygotowane przez pracodawcę (i nie jest to bynajmniej szwedzki stół)
  • w robocie meldujesz się o 5:00
  • o 6:30 wszystko ma się świecić, bo jaśnie państwo zasraństwo, np. tacy jak ja, zaczynają swój dzień
  • jak masz szczęście to o 11:00 zaczniesz jeść swoje drugie śniadanie
  • o 14:30 po wielu upokorzeniach wracasz zmęczony do domu
  • o 16:00 jesteś w domu
  • szykujesz sobie obiad (do wyboru masz ryż, ziemniaki, marchewkę, kabaczki, cebulę, rybę, czasami zdarza się kurczak lub wołowina)
  • o 19:00 masz czas na pogawędkę z kumplami z pokoju (a w jednym pokoju jest ich sześciu)
  • o 20:00 odpływasz, bo przecież jutro znów wstajesz w środku nocy do pracy

I tak masz sześć dni w tygodniu. W piątek kimasz do 10:00 jak burżuj, potem obiad, telefon do rodziny i po odpoczynku.

Za fachową wykonaną robotę dostajesz 700 QAR miesięcznie (na dzień dzisiejszy to jakieś 600PLN), z czego 200 przeznaczasz na jedzenie, 100 na telefon (bo bez niego ciężko żyć), a 400 odsyłasz do domu i wiesz, że za to stopa życiowa twojej rodziny w Bangladeszu znacznie się podniesie. Dla porównania podam, że moi uczniowie dostają ok. 7000-9000 QAR tylko za to, że przyciągną swoje tyłki na zajęcia.

Jeżeli ktoś z Was uważa, że ma problem w życiu, to ja mówię – może i macie, ale w porównaniu do katarskiego niewolnika to jest raj na ziemi.

3 thoughts on “Pogawędka z niewolnikiem

  1. Pamietam robilem w IE na szmacie w dzieciecym szpitalu przez jakis czas. Niby europa i wszyscy sie do Ciebie usmiechaja ale jednak dzies tam w srodku zawsze bylo widac ze majaCie tylko za sprzatacza. jeszcze jak dowiedzieli sie, ze z Polski to juz dopiero. Bron Boze nie geeralizuje, ale pamieta jakos tak zawsze zapamietuje sie te niezbyt mile chwile w kontaktach z tubylcami. Wylecialem z pracy po tym jak probowalem dociekac ilewynosi stawka za nadgodziny ;p Zeby bylo smieszniej nie pytalem ze wzgledu na swoja skromna osobe ale zostalem o to poproszony przez ziomkow nie znajacych za bardzo angielskiego. Tak sie konczy chec niesienia pomocnej dloni (a raczej w tym przypadku jezyka).

    Pare tygodni pozniej znalazlem robote w malowniczym miasteczku dla firm. Swoista wylegarnia garniturow i bialych koszul. W jednej z firm komputerowych. Co prawda tylko “general operativ” ale za to 2 kroki na stolowki ;] a za szklana sciana rosly najprawdziwsze palmy. Taki mini ogrod botaniczny w biurowcu. Niesamowita sprawa. Widzialem cos takiego po raz pierwszy. Swietnie sie pracowalow takich warunkach. Caly komleks byl polozony na wybrzezu, Wiosna w cieplejsze dni, garnitury i biale koszule rozciagaly sie na zielonej trawie przed biurowcami i popijalo towarzystwo kawke i herbatke (pewnie z mlekiem przy ichnich zwyczajach) ;P

    Troche sie zagalopowalem.
    Pardonne moi.

    Pozdro ze Śląska.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *