Pierwsze godziny

Uuuuu, kultura w środku. Stół, cztery krzesła, komplet sof (3+2+1), TV, modem, wieszak…itd czuć świeżość w powietrzu.

Rozglądam się dalej. Zaraz po prawej stronie WC. A gdzie łazienka? pewnie musi być dalej.

Z salonu przechodzę do przedpokoju, bo to coś zaraz za drzwiami wejściowymi trudno było nazwać przedpokojem – raptem (1x1m). W korytarzu za salonem mam sypialnię, ooo piękne queen-size łoże (na pewno się zmieści w nim druga osoba :-] ). Po drodze do sypialni minąłem łazienkę. oj, nie ma prysznica, jest tylko wanna. Szkoda 🙁  a może niekoniecznie. W końcu panie lubią relaksować się w wannie 🙂 Na przeciwko drzwi do sypialni widzę zamknięte drzwi. Ale ciężko chodzą… drzwi do sklepu czy na klatkę schodową. aaaa, to przecież tylko kuchnia, po co więc tam mechanizm samozamykający?

Eeee, pełna kultura, do lodówki dorzucili mikrofalę, toster, zestaw naczyń, garnków. Miksera niestety nie dali 🙂

Zaraz, zaraz, ale tu są jeszcze jedne drzwi.

Hurra, mam drugą sypialnię. Łóżka w nim co prawda nie ma, ale zawsze można dokupić dla gości. oo, i jeszcze duże biurko dali, regał na książki – jak znalazł pod te dwie co przywiozłem ze sobą.

Pierwsze wrażenie – mieszkanie nowe, niesprzątnięte po robotnikach, wystrój surowy (przechodzący w surowiznę).

– To jest Tony – z tego wszystkiego zapomniałem, że przecież wciąż Joseph jest w moim mieszkaniu. Brodaty koleś z miską płatków śniadaniowych w ręku, na oko tak koło 45-50 lat.
– Jestem “Process”, a Ty?
– A ja Wojtek, też “Process”.
– o, to fajnie, to już jest nas trzech. Pode mną mieszka Rey. Meksykanin z amerykańskim paszportem. Widziałeś może już okolice?
– Nie, dopiero godzinę temu przyleciałem.
– Nie szkodzi. Przejdziemy się trochę. 15-20 minut nie zabije Ciebie. A może Cię przedstawię chłopakom?
– Jak Tobie jest wygodniej – dla mnie nie ma znaczenia w jakiej kolejności. Mnie już i tak jest wszystko jedno. Padam na twarz, ale oczy nie chcą się kleić, więc może dobrze spacer mi zrobi.
Zaczynamy od trzeciego piętra, apartament numer 11. Drzwi otwiera niski, krępy człowieczek. Lat ok.  45-50. Silny akcent hiszpański 🙂 Wpadamy na herbatę. 20 minut poszło jak z bata strzelił. 12 i 10 nie odpowiada. Kolejne mieszkanie to numer 8. Siwiutki pan ok. 60. James z Perth. Akcent tak silny jak u Seana Connery, że nie sposób go zrozumieć 🙁 Kawa i ciastka (to mój pierwszy posiłek dzisiaj, nie licząc tej przekąski w samolocie). kolejne 30 min. Dalej nikt już nam nie odpowiada.

Wychodzimy na spacer po okolicy. W pobliżu stawiają dom… a gdzie tam dom, będzie tego co najmniej pięć. Samochody zaparkowane na ulicy pokryte są pyłem z budowy.

O rany, żadnego zabezpieczenia, żadnych kasków. Robotnicy, chyba z Indii, skaczą po rusztowaniach jak małpeczki. Aż dziw bierze, że nikt się nie sp..ups, spadł na ziemię.
– Tutaj masz sklep. – zagadauje Tony. Wchodzimy zwiedzić sklep wielobranżowy. Na co dzień tego się nie robi, ale w pierwszych godzinach pobytu w nowym kraju wszystko jest turytyczną atrakcją Sklepik trochę większy od australijskich Pura Milk, a mniejszy do polskich delikatesów, za to na pewno większy asortyment. Półki uginają się pod jego ciężarem.
– Tu masz ekskluzywne sklepy krawieckie, a tu tutaj usługi fotograficzne. Choć, od razu zrobimy Ci zdjęcie. – Odmawiam. Źle wyglądam. I trudno się temu dziwić. Przecież od ponad 35 godzin nie leżałem w łóżku, o prysznicu już nawet nie wspominam.
– A tu jest Royal Plaza. Teraz chyba zamknięte, bo piątek rano, ale po wieczorem będzie tutaj tętniło życie.
Przechodzimy przez galerię handlową i wychodzimy na główną drogę. Poznaję ten wjazd. Dwie godziny temu właśnie tędy mnie wiózł kierowca. Drepczemy wzdłuż głównej drogi. Sami krawcy i trochę fast-foodów. Witryny super, ale chodniki wokół sklepów to tragedia. Tak jakby zaczęli kłaść nowy chodnik i nagle ktoś powiedział – Sorry, gdzie indziej lepiej płacą, spadamy – znaczy robota rozgrzebana, daleko do jej zakończenia.

Zatoczyliśmy wielkie koło, spacer koło 40 minut. Po drodze spotykamy znów Reya.
– To co? może od razu skoczymy na jakieś “lanczyk”? Nie ma sensu się kłaść spać. Dziś się przemęczysz, ale szybciej Ci jet-lag minie. – Przytakuję, bo co innego można zrobić. Położyć się na środku ulicy?
Rey oferuje “podwózkę”. Jako jeden z nielicznych już ma prawo jazdy katarskie. Jedziemy do tzw. Villagio. Podobno centrum podobne jest do Venis (a może Venus, Vegas?) mało co przyswajam z ich rozmowy. Jestem głodny jak cholera. W dodatku żarcie podróżne chciałoby już opuścić mój organizm, a w domu jak na złość nie ma papieru. Nie mam katarskich złociszy, bo mi przez myśl nie przeszło, by zabrać ze sobą coś z Melbourne. Kantorów w okolicy nie ma, banki zamknięte, karta bankomatowa została w domu 🙁

Jakie znowu Vegas? Moim oczom ukazują się uliczki weneckie, na sklepieniu wymalowali sobie lazurowe niebo, o ja [cenzura], nawet kanał z gondolami sobie zbudowali 😮 I Wy się dziwicie, że ropa jest droga? 😀
Jest chłodno, przyjemnie, może nawet za przyjemnie.
Wiecie co, zaczynam odczuwać  ból w nogach. Muszę sprawdzić co to jest. Zatrzymałem kolegów. Powiedziałem, że muszę do toalety. Odwijam skarpetę 🙁 drugą …. ;-( ;-( ;-(
Boże, co się stało z moimi stopami? gdzie się podział ten bladoróżowy kolor? dlaczego jest ciemny fiolet? O rany… po co ja poszedłem z nimi na ten lunch? czemu nie położyłem się od razu spać? Czemu zapomniałem o tym przed wyjazdem z Melbourne? Nowe skarpetki i sznurowane buty zrobiły swoje. Długi lot, zmiana ciśnienia, różnica czasu, zmęczenie i moje nogi wyglądają … [miałem tutaj wstawić fotkę, ale osoby wrażliwe musiałyby potem wymieniać klawiaturę, gdyż ta poznałaby pewnie zawartość ich ostatniego posiłku]
Mówię, że muszę usiąść i odpocząć.
– Ale co chodzi?  O [cenzura]- nie musiałem pokazywać całej stopy. Rey wiedział, co jest grane. 50 metrów marszu i siedliśmy sobie w części restauracyjnej. Stopy do wymiany, głowa opada, zwieracze siłują się z odpadkami, a ja jeszcze proszę o postawienie mi obiadu. Skrzydełka kurze były niczego sobie. Talerz wylizałem, chłopaki nie mogli uwierzyć, że jeszcze jestem w stanie coś przyswoić tego dnia.

Niesamowite. Mają tutaj Carrefourra. To znak, że Europa już jest blisko.
Wybiła 14:00. Wszedłem do domu, zdjąłem buty i spodnie. I tak jak stałem, padłem.

17:00
Dlaczego ja nie wyłączyłem budzika w komórce? Może lepiej, że piknęło, to się tak nie rozreguluję do końca. To nie budzik jednak. To na modły wzywają. Ale czadu dają z głośników. Nie sposób powiedzieć, że nie słyszało się wezwania 🙂

Wchodzę zaspany do łazienki.

Woda w białej ceramice przybiera nieznajomy kolor żółto-różowy? Krew?

aaa, no tak… kaczka w samolocie była.

Wciskam mniejszy, srebrny guziczek. Słychać szum wodospadu. O, jaki fajny wir się robi.

Oj, coś nie tak. Dlaczego wir zaczyna porywać brzegi ceramiki?

A jednak opadło. Aż boję się pomyśleć co by było, gdyby kawałki brązu tam były… Próba numer dwa, testowa, bezbarwna… O, to rozumiem. Klasycznie poszło. Wcześniej to chyba tylko wypadek przy pracy był.

Obowiązkowo po każdych eksperymencie w łazience należy opłukać ręce. No nie, z tym klopem to chyba nie był przypadek. Woda z kranu leci jak krew z nosa. Lokal numer 15, a pechowy jakby to feralna trzynastka była.

W lodówce mam mleko, dwie butelki wody. Trochę mało, by zaspokoić swój głód, za dużo, by umrzeć. Może chociaż internet uruchomię. 20 min i się udało. Mam łączę ze światem. I o to chodziło, by nie zostać tutaj odciętym od świata, w którym się wychowałem.

19:00
Zajrzał Tony, czy aby jeszcze żyję.

Nie wiem, po co, ale wparował do mojego kibla dla gości. Myk na podłogę i coś metalowego widzę w jego dłoniach.
– Musisz to usunąć. To wlot do kanalizacji. Tydzień temu mieliśmy tutaj powódź. U Ciebie też stało 5cm wody – Pięknie. Czyli ktoś z basenu zrobił mi ekskluzywny apartament. Coraz lepiej, coraz lepiej. A myślałem, że czasy niedoróbek mieszkaniowych mamy już za sobą. Błędne założenie 😀 Zaczyna się robić naprawdę ciekawie w tym Katarze.

Zmęczenie wygrało ze mną. Dobranoc.

One thought on “Pierwsze godziny

  1. Bardzo milo jest poczytac wrazenia z Doha od kogos “swiezego” 🙂 Dla mnie to, co opisujesz stalo sie codziennoscia i normalnoscia, wiec juz tego nie zauwazam, ale czytajac Twoje wpisy przypomina mi sie, ze przez to samo przechodzilam i podobne wrazenia mialam 🙂
    Czekam na kolejne i pozdrawiam

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *