Pierwsza wycieczka na miasto

A miało być tak pięknie, wylegiwanie się w łóżku do 9 rano (po męczącej podróży), śniadanko w piżamie, etc… Chyba przed piątą rano było, gdy coś zawyło z głośników. Boże, jakie jęki. Myślałem, że kogoś obdzierają ze skóry. Ale zaraz potem wróciła świadomość. Przecież ja jestem w kraju muzułmańskim. Czytałem na blogu Sylwii, że oni się modlą pięć razy dziennie, pierwszy raz około 4:30-5 nad ranem. Może to jest rano, ale w okresie zimowym jest ciemno, a w dodatku po kilkudziesięciogodzinnej podróży dla mnie to był środek nocy.

Gdy tylko przymknąłem powieki doszedł mnie regularny odgłos ciężkiego sprzętu pracującego pod moim blokiem. Dlaczego Ci ludzie pracują, i dlaczego w sobotę? To samo pytanie zadałem chłopakom.

– Bo tylko my jesteśmy szczęśliwcami, co pracują pięć dni w tygodniu. Ludzie na budowach pracują tutaj sześć dni. Przyzwyczajaj się chłopie 🙂 Zapłakałem rzewnie. Jak ja w takich warunkach się będę wysypiał?

O 10:00 pojechaliśmy na wycieczkę krajoznawczą po mieście.

– W tę stronę jedziesz do ośrodka szkoleniowego (znaczy do QP), a my robimy nawijkę i jedziemy w stronę Salam Petroleum, naszego biura.

Po drodze mijamy wioskę olimpijską [?]. Wybudowano ogromne osiedle mieszkaniowe dla sportowców biorących udział w Igrzyskach Azjatyckich (Asian Games 2006), ale w apartamentach tych nie przewidziano kuchni, więc całe osiedle zamknięto i nie oddano go do użytku ani na czas igrzysk, ani dla ludności po zakończeniu. I tak podobno sobie stoi ładnych kilkanaście miesięcy, nie wadząc [?] nikomu. W dobie kryzysu mieszkaniowego jak znalazł w Polsce. Każda “złota rączka” wstawiła by tam aneks kuchenny i byłoby po sprawie. W Katarze zdają się nie mieć problemów mieszkaniowych 🙂 Nikt oficjalnie się nie pyta, więc tematu nie ma.
– A tutaj, po lewej stronie, masz biuro Omara i naszej super firmy. Zapamiętaj to miejsce dobrze. Będziesz się w nim w najbliższym czasie często pojawiał, hahaha.
Potem na rondzie skręciliśmy w prawo (z lewej strony minęliśmy chyba korty tenisowe, na których nasza Agnieszka Radwańska grała miesiąc temu w mistrzostwach WTA), na następnym rondzie w lewo, a potem … nie pamiętam. Skupiłem się na tym co oglądam, a nie jak jedziemy.

– Wysiadka. Idziemy do kolejnego Centrum Handlowego. –
Parkujemy poza CH, gdyż Rey boi się wielkiego tłoku podczas wyjazdu. Nie wiem w czym problem, bo parking zdawał się być pusty. Z zewnątrz CH nie rzuciło na kolana, ba, powiem więcej, wyglądało jak barak, których tutaj wiele, ale może dlatego, że wjechaliśmy od strony jakiejś budowy. Za to w środku … cicho, bardzo cicho jak na sobotni poranek. Pierwszą rzecz jaką się odczuwa to chłód. Nie mam tutaj na myśli wystroju wnętrz, tylko temperaturę w CH. Na dworze dzisiaj jest ze 30C, a u nich klima chodzi na maxa. (może 15C, lecz nie więcej niż 17, brrr lodówa). Będę musiał pamiętać, żeby następnym razem zabrać tam sweter, albo przynajmniej koszulę z długim rękawem. Wchodziliśmy do CH przez parking, więc nie mogłem ocenić wielkości, ale jak znaleźliśmy się na głównej alejce, to … od razu poczułem się ziarenko piasku na pustyni. Doliczyłem się sześciu poziomów (choć teraz nie jestem taki pewien), a jak próbowałem dojrzeć końce pasażów to nie dałem rady. Samo przejście się po wszystkich piętrach, zajęłoby co najmniej dwie godziny. Nie wspominam już nawet o wchodzeniu do butików. A podobno są jeszcze tam dwa równoległe pasaże. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy coś równie wielkiego widziałem w Warszawie. Arkadia czy CH Mokotów na pewno są mniejsze, Chadstone w Melbourne (nie mogę porównać, bo nie zdarzyło mi się wejść do środka przez trzy lata, a przecież często śmigałem”Princeską”).

Jak zimno jest w centrum handlowym w Doha (a jednocześnie jak wielkie ono jest), niech świadczy fakt, że Arabowie zbudowali są tam lodowisko (dłuższy bok w poprzek głównego pasażu centrum). Mniejsze może niż regularne lodowisko do gry w hokeja, ale jednak amatorzy mogliby na nim rozegrać regularny mecz.

Jednym słowem Panowie wymarzone miejsce do spędzenia całego dnia w przyjemnej lodówce, gdy upał doskwiera, romantycznych randek, etc :), bo:
– zaczynacie od zakupów na cały tydzień,
– potem ciuchy dla Pań,
– obiadek – można wybierać wśród klasycznych restauracji lub jak zabraknie kasy po szaleństwach w butikach, w sieciach barów szybkiej obsługi tzw. fast-foodach,
– wyjście do kina – kompleks kinowy a jakże, też jest 🙂 , nikt nie mówi, by od razu film w kinie oglądać, ale zawsze można się poprzytulać (nie wskazane jest to na ulicy w tym kraju, ale w trakcie projekcji filmu odrobina miziania w ostatnim rzędzie, kto wie, kto wie … może by nikt nie zauważył 😉 ;
– wieczorkiem, gdy tłum się przerzedzi (wątpliwa sprawa) można się poślizgać we dwoje;
– a nocą… każdemu według potrzeb, ale to już w domowym zaciszu 😉

Po zakupach jedziemy nad zatokę (port ?) zwany Al Corniche. Wygląda na deptak, który się ciągnie wzdłuż całej zatoki. Na oko jakieś trzy kilometry. Pogoda wyjątkowo dziś ładna jak na początek zimy. Widać miejscowe CBD. I wiecie co? Wydawało mi się, że jechaliśmy do tego miejsca ze 30 min, a jednak nie jest to tak daleko od miejsca w którym mieszkamy. Tylko czy latem dam radę przejść tak krótki kawałek przy w 50C upale 😀 Trochę fotek w tym miejscu zrobiłem i śmigamy dalej.

Jedziemy Al Corniche. Trzy pasy w jedną, trzy pasy w drugą stronę – jak nic miejsce parad i protestów (ciekawe czy ktokolwiek i kiedykolwiek tutaj protestował?). Przypomina odrobinę Port Phillip, ale raczej plaży tutaj nie ma w środku miasta.

Zatrzymujemy się na parkingu [?] tzn. wydawało się to miejsce parkingiem od strony ulicy, ale jak wysiadłem z auta to musiałem uważać, żeby nie skręcić nogi. Cóż, ktoś miał pomysł na parking w tym miejscu, ale chyba się rozmyślił i tak zostawił rozgrzebany kawałek terenu. Szkoda tylko, że tak blisko turystycznego miejsca.

Pierwsze przejście przez jezdnię w miejscu niedozwolonym mam już za sobą 🙂 Wiem już, że jeżdżą tutaj jak wariaci, więc oczy trzeba mieć dookoła głowy, a podobno i tak można być trafionym. Tym razem udało mi się.

Wchodzimy w miejsce zwane Al Souq. Dopiero tutaj poczułem się, że rzeczywiście jestem w kraju arabskim. Stare, wymalowane na biało kamienice, znane mi z filmów. Czuć historię w tym miejscu. Szkoda, że tak mało zachowano tych budynków (tak przynajmniej twierdzili koledzy). Souq to coś na kształt naszych polskich Starówek, gdzie w jednej części się handluje, a w drugiej można przekonać się o gościnności arabskiej. Rey z Tonym pozwolili mi dokonać wyboru miejsca na lunch, więc zdecydowałem się na kuchnię turecką. Zamówiłem sobie wołowinkę z czymś tam (nazwy nie pomnę niestety 🙁 ) Można było też zaciągnąć się fajkę wodną. Hmmm, nigdy mnie do papierochów nie kusiło, ale tego akurat bym spróbował. Palaczem nie jestem, więc sam próbować nie będę. Chłopaki też zdają się nie palić, więc temat chwilo odpada. Ale może ktoś z Was jest chętny i się do mnie dołączy? ale ostrzegam lojalnie – jak się przez Was w to wciągnę, to ubiję na miejscu – żeby było jasne :]

Jedna tylko rzecz mi się nie podobała na Al Souq. Komuś musiało słońce zaszkodzić, i to bardzo mocno, bo pozwolił w tym miejscu otworzyć Donkey Donuts (huczne otwarcie po nowym roku 🙂 )

I to by było na tyle z dzisiejszych atrakcji. Jutro mój pierwszy dzień w pracy. Może być ciekawie. Przyjeżdża po mnie mój szef, Omar. Pojechałbym z chłopakami, ale Rey tak zrobił z Tonym, a Abass [Abus?], jakaś szycha z QP, nie chciała się przywitać z nim, bo Tony nie został przedstawiony oficjalnie. Ech, rozumiem w polityce zagranicznej, ale żeby w zwykłej pracy? … Mój mózg tego nie obejmuje jeszcze 🙂

Do jutra.

2 thoughts on “Pierwsza wycieczka na miasto

  1. Jak temperatury dojdą do 50C, to rzeczywiście takie centrum handlowe będzie jak znalazł:) Ale chyba sweterek w środku, to przesada…

  2. Jesli piszesz o Souq Waqif to ma on zaledwie dwa lata (chyba). Przedtem byl tam inny suk, wszystko wyburzyli, i od nowa wybudowali cos, co ma wygladac na stare.
    Widac, ze role swoja spelnia 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *