“Mejlowa” pogoda

Ależ dzisiaj gęsta mgła była nad ranem. Widoczność prawie zerowa (znaczy jakieś 20m 😉 ). Jak to dobrze, że ja nie robię w takich dniach za kierowcę. Nie jechałbym więcej niż 40km/h, ale chłopaki widać są bardziej doświadczeni ode mnie, bo jeżdżą dwa razy szybciej. Ciekawe czy to również oznacza dwa razy szybszą śmierć w drodze do pracy? 😀

Tuż przed wjazdem do fabryki-miasta już nic nie było widać. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Studenci, którzy jak jeden mąż się spóźnili, powiedzieli, że był wypadek. Raptem 32 samochody chciały utworzyć stonogę 🙁
Continue reading »

Święto Narodowe a terroryści z Australii

Rozpakowuję się już piąty dzień. Nie, nie, aż tylu rzeczy nie miałem ze sobą, ale nie mam pomysłu jak kto to uporządkować, więc wciąż połowa rzeczy gniecie się w walizce.

18 grudnia w Katarze przypada święto narodowe. Jest to związane z … no właśnie nie wiem 🙂
Kupiłem rano gazetę, by się dowiedzieć, ale jeszcze jej nie przeczytałem. Przez cały tydzień nad RAA latały samoloty wojskowe. Przygotowywali się do dzisiejszych pokazów lotniczych. Chciałem iść rano, ale chłopaki odpuścili sobie paradę. Ruszymy za to wieczorem na sztuczne ognie.

Po obiedzie nasza trójka wskakuje do auta Reya i gnamy na Al Corniche. Parkujemy na przeciwko Souq Waqif i idziemy oglądać … no właśnie nie wiedziałem co idę oglądać.
Mam problemy z australijskim, i to bardzo poważne. Od trzech dni nie mogłem pojąć, o co chodzi Toniemu. Dziś wiem o czym mówił… o muzeum sztuki islamskiej.
Budynek otwarty chyba miesiąc temu, więc wciąż tłumy w tej okolicy. Złoto nie kapie jednak z niego, jakby można było się spodziewać, ale też nie można powiedzieć, że jest to skromny budynek. Zresztą obejrzyjcie sami (zdjęcia wkrótce, czyli za miesiąc)

Zbiory muzeum można oglądać za darmo, co w moim przypadku jest wielce zbawienne. (W portfelu mam tyle kasiorki co kot na płakał ; sytuacji nie poprawiła nawet wczorajsza wypłata z bankomatu). Warunkiem jest tylko przejście kontroli antyterrorystycznej. Na taśmę kładę plecak, komórkę, aparat fotograficzny. Śmiało idę przez bramkę. Cisza, bo co się może stać. Przecież nic nie mam. Nagle z głośników głośne biiiiip biiiiip biiiiiip …. ale o co chodzi? ….. biiip … biiip ….biiip.
– Proszę pana, pan ma nóż w plecaku.
– Proszę? jaki nóż??? o czym Wy mówicie???? ja nie mam przy sobie żadnego noża, słowo honoru!!! – pikawa zaczyna mi bić mocniej, bo jeszcze tydzień nie minął, a ja już mam kłopoty w Katarze. Strażnicy coraz bliżej mojej osoby. Spoglądam na monitor, a tam …. nóż 😀 Najprawdziwszy nóż, a najlepsze, że należy do mnie. Poznałem po kształcie. To mój otwieracz do piwa, wina, z maleńkim ostrzem, zwany popularnie scyzorykiem. Wkładam rękę do plecaka, macam jedną kieszeń, drugą, trzecią, no nie ma. Nie mogę go cholera znaleźć. Strażnicy wskazują “otuloną” kobietę stojącą opodal. Myślę sobie – będzie kontrola osobista. Niestety nie było strip-teasu 😀 Kazano mi tylko zostawić plecak w szatni.

A co można zobaczyć w muzeum. Proszę obejrzeć fotki. [pozycja chwilowo niedostępna :] ]

Naród katarski lubi się bawić, nie wstydzi się więzi ze swoją ojczyzną. Jak wychodziliśmy z muzeum to tłumy arabów wiwatowały, machały flagami, trąbiły, śpiewały. Nawet policja nie była w stanie ich ujarzmić. Niektórzy tak bardzo wczuli się w zabawę, że siadali na dachach aut. Al Corniche była całkowicie zablokowana, więc po raz pierwszy udało mi się przejść sześć pasów nie martwiąc się o to, że ktoś mnie potrąci. (fotki, jak zwykle wkrótce)

Trochę czasu nam zostało do zmroku, więc Rey zaprowadził nas na Souq. Tym razem był to Golden Souq. Do dziś wydawało mi się, że złoto ma zdobić człowieka, ale jak patrzyłem na te cudności, to dochodzę do wniosku, że Arabowie właściciela tych świecidełek traktują jako dodatek do szlachetnego kruszcu.
Zapewniam Was, moje drogie Panie, że zakładając taką biżuterię, nikt nie będzie pamiętał, co miałyście na sobie, jaką fryzurę, makijaż. Wszystkie oczy będą zwrócone na te dziesiątki uncji złota zasłaniające Wasz seksowny dekolt.

Ok. 18 wróciliśmy na wybrzeże, by móc oglądać pokaz sztucznych ogni. Niestety po 20 minutach nie dane nam było zobaczyć nic, prócz świateł z wielkich jupiterów, więc zabraliśmy się do domu. Inna sprawa, że ja już byłem zmęczony, a wieczorny chłód dawał się wszystkim we znaki.

Po 22:00 usłyszałem wreszcie wystrzały. Z okna mojego salonu, mogłem dostrzec gdzieś daleko, nad dachami domów, rozbłyskujące się sztuczne ognie. Dobrze się stało, że tak szybko podjęliśmy decyzje o powrocie. Kląłbym potem w żywy kamień, że czekałem kilka godzin na parę rozbłysków.

Dobranoc