Szeregówka z niebieskim dachem

Towarzystwo w pracy kruszy się w zastraszającym tempie.
Gdy do tego nie masz jeszcze drugiej osoby na wyciągnięcie ręki 😉 taki stan może wkrótce odbić się na Twoim zdrowiu psychicznym.
Najwyższa więc pora poznać swoich wirtualnych znajomych z Doha.
Okazało się, że tuż obok mieszka mnie Olena z rodziną. Śledzę jej bloga od niedawna, ale miło poczytać jak inni rodacy widzą ten sam kraj.

Byliśmy umówieni na spotkanie dziś wieczorem. Trochę czasu nam zeszło, by zgrać terminy, ale tak to już jest, jak ślę zapytania z QP-ego e-maila, do którego nie mam dostępu z domu. Może i dobrze, że nie mam, bo dzięki temu zawsze rano czekają na mnie niemiłe niespodzianki w postaci idiotycznych zleceń, które potem staram się spełniać ku uciesze i zabawie swoich [cenzura] szefów.

Gdy zapraszamy do siebie nowych znajomych w Polsce podajemy nazwę ulicy i numer domu (ew. numer mieszkania). W Melbourne podaje się jeszcze nazwę dzielnicy, bo bez tego ani rusz w tej wielkiej metropolii.

Olena, jak przystało na znawczynię miejscowych obyczajów, podała mi wyczerpujący opis dojazdu do swojej małej rezydencji (rondo, światła, stacja benzynowa, roboty drogowe, stróżówka, niebieski dach, nazwa osiedla, numer telefonu komórkowego, gdyby hinduscy strażnicy nie chcieli mnie wpuścić – uff, dużo tego, ale nie ma szans, bym się zgubił). Oczywiście nie było ani nazwy ulicy ani numeru domu, bo nikt czymś takim nie operuje w Doha. A jeśli nawet, by mi podała, to poziom frustracji sięgnąłby u mnie zenitu, gdyż dane te jedynie by mi utrudniały dotarcie do celu – słowem co kraj to obyczaj.
Ucieszyłem się, gdy usłyszałem – mieszkamy koło Sports Roundabout. O rany, przecież to rzut beretem ode mnie. W takim razie podrepczę na piechotę. Tak mało ruchu mam tutaj, więc 20 minutowy spacerek jak znalazł.

Rano, po zakupach, wysłałem SMSa potwierdzającego swoją wieczorną wizytę. Odpowiedź była błyskawiczna
– usługa nie może być zrealizowana.
Co jest? czyżbym nie miał już impulsów?
Nie, są i to dużo.
Pewnie Olena ma wyłączony telefon i odbija każdą wiadomość tekstową. Nie ma się czym martwić. Mam przecież dokładny opis drogi dojazdowej, mam też e-mail, więc jakby spotkanie miało być odwołane, to zawsze jest szansa, że zostanę wcześniej o tym powiadomiony.

Do wieczora zostało kilka dobrych godzin, więc zdążę sprzątnąć chatę, poczytać, pozbijać bąki, ugotować zupę na następny tydzień.

Tak się w sobie zebrałem, że nawet udało mi się zaliczyć co weekendową rozrywkę – dwie godzinny sennych marzeń 😉 – ja wiem, że to strata czasu, ale za to jak poprawie psyche 😀

Po południu byłem tak zrelaksowany, że zupełnie przegapiłem odpowiedni moment wyjścia. Spisałem na kartce papieru jak mam dojechać i wskoczyłem do lśniącego Lancera (przecież nie wypadało jechać w gości brudnym autem – co by sobie sąsiedzi Oleny pomyśleli o mnie 😉 )

Minąłem Sports Roundabout i … uświadomiłem sobie, że dobrze się stało, że nie wybrałem się na spacer. Szedłbym godzinę i klnął w żywy kamień, że nie sprawdziłem dokładnie, gdzie mam być dzisiejszego wieczoru o 19:00.

Wskazówki Oleny były bezbłędne – rondo, światła, stacja paliw, zjazd, osiedle – szło pięknie, za pięknie 😀
Pan do kogo? – zapytał się ciapaty w mundurku.
Do znajomych.
Nazwisko.
… a … chce pan mój dowód, a proszę bardzo – pan sobie zrobi kopię
… ale nie Pana, nazwisko pana znajomych.
Wielki znak zapytania pojawił się na mojej twarzy.
Cholera. Nie wiem.
Nie zapytałem się Oleny.
Nie pamiętam. Zaczyna się na S… To Polacy są.
Proszę się usunąć. Blokuje pan przejazd.
A tak fajnie miało być, wieczorne polskie rozmowy, narzekania, stękania, a tu cholera człowiek nie wie do kogo jedzie.
… bo proszę pana, oni mieszkają w domu z niebieskim dachem….
a, to było tak od razu – to ta stróżówka na samym początku osiedla.
W mojej głowie pojawił się obraz przeczytanych słów tego poranka  … nie dojeżdżając do głównej bramy, po prawej stronie będziesz miał stróżówkę i wjazd na osiedle z niebieskimi dachami.

Obrót na ręcznym i śmigamy po alejce dojazdowej.
Pan do kogo?
Moja twarz kolejny raz nie wzbudziła zaufania. To pewnie ten brak włosów na głowie 😀
– Dobra, dobra – zadzwonię po znajomą to panu powie, że na mnie czeka –
Kolejny fragment listu stanął mi przed oczami ... gdyby nie chcieli Cię wpuścić, to zadzwoń po mnie …
Nie ma takiego numeru, nie ma takiego numeru – głos w słuchawce brzmiał przerażająco. Jak to nie ma?? 😮
Przepraszam, ale znajoma właśnie rozmawia przez telefon.
A który to dom?
Taki z niebieskim dachem – [cenzura] no to dałem czadu. Po zmroku to wszystkie dachy mogą być niebieskie 🙂 – pan mnie wpuści, dla pewności niech Pan pójdzie ze mną. Gdybym się pomylił, to pan zaświadczy, że nie jestem żadnym domokrążcą.
W najgorszym wypadku 15 razy zrobię z siebie idiotę, bo domów było 16. 😀

Ding dong.
– Ja?
– Guten Evening. Iś Polen, szukam Polnische Frau.
– Keine Polnische Frau na tym osiedle.
No i [cenzura]. Tośmy sobie pogadali po angielsku z niemieckim akcentem.

Ding dong.
Yes?
– Pan wybaczy, pomyliłem drzwi.

Trzeci dom ominąłem, bo nie wyglądali na Polaków.
Może zacznę od końca osiedla.

Ding dong. Drzwi otwiera mi Hindus, ale widać że jest bardziej zakłopotany ode mnie.
– Szukam polskiej rodziny.
– Dzieciaki, w którym domu mieszkają Polacy?
Uff, udało się 🙂

6-7 letnia dziewczynka, nie wyglądająca na Hinduskę, czystą angielszczyzną powiedziała
– … to ten trzeci dom proszę pana.
– dziękuję bardzo

Uradowany lecę ze strażnikiem i … [cenzura].
Co jest grane? czemu światła pogaszone?
Ding dong. Nikt nie odpowiada
Pewnie nie mogli się doczekać na mnie i wyszli na kolację do swoich znajomych 🙁
Jeszcze raz dzwonię na komórkę.
– No przecież już Ci mówiliśmy, że nie ma takiego numeru 🙂

A gdyby tak do Sylwii zadzwonić? Może ona by wiedziała gdzie oni są.
Eee, nie będę zawracał jej głowy.
Wracam do domu. Pewnie tam czeka na mnie wyjaśnienie całej zagadki.

Jeszcze tego brakowało.
Nie ma jak zawrócić na przelotówce. Muszę śmigać prawie do Al-Rayyan. Jak pech to pech
A może by tak wysłać tego SMSa do Sylwii. Ta obiecana polska kuchnia była bardzo kusząca.
Eeee, później to zrobię.

Tak długo biłem się z myślami aż dojechałem do domu.
Piszę do Sylwii. No nie ma zmiłuj. Musi znać Olenę.
Zacząłem stukać SMSa, gdy nagle nadeszła wiadomość.
-… bo mój numer to jest … 92..9 … a nie 29..2
Pisk opon i jeszcze raz jadę walczyć ze strażnikami. Głód nie dawał za wygraną 😀

Tym razem trafiłem bez problemu.
Bezbłędnie.
Rzekłbym nawet, że zamkniętymi oczami (bo jak skręcałem na osiedle to nie zauważyłem szaleńca na moim “ogonie”) 🙂

Jak było na spotkaniu?
Było naprawdę miło.
Super jest mieć na pustyni polskich znajomych.

PS.
I jeszcze jedno – dziewczynka u Hindusa to była mała O.
Za pierwszym razem byłem tak blisko celu, a jednak tak daleko.
No cóż. Następnym razem zaliczę 15 razy ding dong, ale znajdę to, czego szukam 😀