Nowa władza

Kolega Agili od niedzieli jest PO szefem. Wiedziałem, że władza deprawuje, ale żeby aż tak. Wayne zniknął na dwa tygodnie (znaczy urlop sobie wziął), więc przez najbliższe dni będzie naprawdę wesoło.

Wolałem, żeby Agili nie wiedział o sprawie XXX, ale Wayne chyba nie wykazał dobrej woli, bo zlecił Arabowi ponowne odwiezienie mojej dokumentacji. Ten oczywiście udał, że o niczym nie słyszał. Mam mu codziennie przypominać o sprawie. Moim zdaniem to idiotyzm, by przypominać każdego dnia , gdy ma się do tego odpowiednie narzędzia np. Lotus Notes albo MS Outlooka. Cóż, nie każdy przecież musi być biegły w tych dziedzinach. On jednak nie odbiega od ogółu, więc nikogo to w firmie nie razi.

Na 22-26 lutego zapowiedziano audyt z Australii. Wszyscy trzęsą portkami, a ja jestem jakoś dziwnie spokojny. Sprawa dotyczy dokumentacji, więc mnie to nie rusza, co wcale nie oznacza, że będę miał wolne. Już mi kolega PO zlecił postawienie całego laboratorium “na nogi”. Mamy ponad 20 badawczych stanowisk, dni roboczych raptem 10, prowadzę zajęcia i egzaminy Połowa sprzętu nie ma instrukcji, więc wypadało by ją napisać. Według znalezionej dokumentacji sprzęt „zimuje” w tych pomieszczeniach od ponad 4 lat. PO również minął się z prawdą, gdy twierdził, że nie wie kiedy sprzęt przyjechał do RLC. Całkiem przypadkiem Tony znalazł list od Agilego, w którym zleca on przygotowanie dwu pomieszczeń pod sprzęt laboratoryjny. Amnezja czy drobne kłamstewko Araba? Tak czy inaczej wdepnąłem w kolejne mission imposible. A może szykują mnie tylko na kozła ofiarnego?

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Mnie naprawdę podoba się charakter tej pracy, jej różnorodność, możliwość obcowania z ludźmi, a nie tylko z komputerem. Pozwala to poznać nową kulturę i nowy język. Wszystkie zadania to wyzwanie dla mnie i ja cieszę się z tego. Ale czas na realizację albo sposób zlecania ich budzi mój wielki sprzeciw. Jeszcze nic nie mówię, jeszcze zaciskam zęby, ale ile tak można. Moja psychika jest na skraju wytrzymałości. Gdyby nie blog, gdyby nie Skype, gdyby nie przeżycia z Australii, które tak cudownie wzmocniły mnie, już dawno bym wsiadł w samolot i wrócił do kraju. Bagaż doświadczeń, dobra znajomość języka, wspaniały doradca, to wszystko sprawia, że każdego ranka odradzam się jak feniks z popiołów pełen humoru i chęci do życia.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *