Historia lubi się powtarzać

4:30
Pierwszy dzwonek budzika.

4:55
Zwlekam się z łóżka.

5:40
Góra – dół – góra – dół czyli kto nie ma w głowie, ten ma w nogach. Zapomniałem wczoraj umyć szyby w aucie, więc dwa razy musiałem wbiegać na czwarte piętro po wodę.

6:10
Jestem w RAA, ale po co? Wayne wyłączył komórkę, a wczoraj Dave mi powiedział, że pracę zaczynają o 7:30.
Nadchodzi wiadomość od Irakijczyka – O 7:30 zamelduj się w RAA.
Ale ja zawsze jestem przygotowany na takie niespodzianki.
W ostatniej chwili do plecaka wrzuciłem trzy książki.
Nie, nie, tak szybko nie czytam jeszcze, ale nie wiedziałem ile czasu będę musiał czekać.
Duchota na dworze zrobiła jednak swoje. Po jednej kartce już spałem w samochodzie.

7:30
Podpisuję listę obecności (a jakże by inaczej).
I od razu na dzień dobry wiadomość dnia. Mohammed Sultan przeszedł na emeryturę. To był ten człowiek, co w grudniu kazał mi iść do pokoju i siedzieć tam do końca dnia, chyba że ktoś wcześniej mnie zawoła. Na jego miejsce przyjęli Samiego (Państwo wybaczą, ale nazwisko miał tak długie, że nie sposób było zapamiętać. 😉
Sultan dezinformował, ile tylko mógł. Sami nie wie absolutnie nic, co się dzieje w firmie.
Uderzam do zastępcy kierownika tego cyrku – Abdulli Sh.
W grudniu 2008 wydawał się być całkiem do rzeczy.
Złudzenie, absolutne złudzenie. 🙁
Jeśli udawał swoją niekompetencję, to robił to po mistrzowsku. Każdy reżyser w Holywood chciałby go mieć w zespole.

8:00
Albo to jest wirus ameby, albo świńska grypa (żołądkowa też chyba mogłaby być), albo coś nieświeżego zjadłem wczoraj wieczorem, bo mam wrażenie, że miejscem dnia zostanie tron. Mam nadzieję, że nie zostanę królem dnia. Udawanie skoczka narciarskiego szykującego się do odbicia mogłoby tylko pogorszyć moją sytuację, gdyby tron był zajęty.

9:00
No to sobie popracowaliśmy – czas na kawę. A że w Katarze wciąż mamy Ramadan, to musimy się ukrywać z jedzeniem, by nie kusić Arabów.
Kuszenie jest chyba większym grzechem niż samo spożywanie posiłku przez Muzułmanina, bo kary dla ekspatów są niewspółmiernie wysokie. Już nawet w samolocie, tuż przed lądowaniem o tym wspominali.
Wodopój dla nie-Arabów ustawiono w najdalszym zakątku Gułagu. Arabowie rzadko zapuszczają się na teren rozpadających się baraków (czyt. pokoje niewiernych wykładowców), a co dopiero mówić o przejściu na sam jego koniec.
Jeśli Arab ma do przejścia więcej niż 50 metrów przy takiej pogodzie, to przejedzie ten odcinek samochodem.
Niestety do kantyny podjechać się nie da, a od bramy jest co najmniej 400 metrów.
Dziwne, ja mam do przejścia ponad kilometr, i gnam z miłą chęcią do tej oazy szczęścia 😉

10:00
Czas wykazać się pracą.
Tymczasowo ulokowano mnie do “starego” pokoju. Stare biurko zastawione było folderami nowych studentów – oj będzie się wiele działo od początku październik, oj wiele 🙂
Ustawiłem sobie komputer. Nawet do sieci udało mi się podłączyć. Do poczty niestety już nie, więc chyba wciąż jestem na urlopie. I jak znam życie, jeszcze jakiś czas tak będzie, bo zanim przyjdzie ktoś z IT, to mnie już w tym miejscu dawno nie będzie 😀

12:30
Zmęczony udawaniem i szukaniem sobie nowego miejsca pracy twórczej jadę do domu na zasłużony odpoczynek.
Tak to każdy chciałby pracować.
Wiwat Ramadan!!! oby trwał jak najkrócej 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *