I po przymusowym urlopie

Wszystko co piękne ma swój koniec.
Wakacje w Polsce przeleciały tak szybko jak dwa lata temu. Z tą jedną różnicą, że wtedy przyjechałem zobaczyć się ze wszystkimi i przy okazji odpocząć. W tym roku przyjechałem jednak zregenerować siły, więc proszę nie mieć mi za złe, że nie odwiedzałem Was.

Na dzień dzisiejszy szanse na powrót do Ojczyzny są zdecydowanie większe niż dwa lata temu, ale jak odpowiedziałem Wiki, mój dom, będzie tam, gdzie będzie moje serce (a na razie jest w Polsce, nieprawdaż?).

Opowieści z wojaży na pewno Was nie ominą, ot tylko tyle, że będą odrobinę później niż oczekiwaliście.

W marcu do Kataru wracałem sam.
Tym razem nie udawałem idioty, że nie rozumiem polskiej mowy i zagadałem do “biedaka” z czterema plecakami i krążącymi wokół niego dziećmi.
Szansa na spotkanie rodaka na lotnisku w Monachium, który leci właśnie do Kataru, by rozpocząć pracę w firmie, dla której ja też pracuję, są w zasadzie zerowe…
a jednak miałem to szczęście “odświeżyć” sobie pamięć i przypomnieć sobie w jak bardzo [cenzura] kraju żyję i pracuję.

Jeszcze z Niemiec wysłałem dyżurnego SMSa do kolegi budowniczego (rośnie nam lotnisko w Doha, oj rośnie 😉 ) ale chłopina tak ciężko pracuje w czasie Ramadanu, że nie miałem sumienia wyciągać go z basenu.

Tłum ludzi wyskoczył z samolotu, ale ja już wiem gdzie, co i jak, i przy kontroli paszportowej byłem pierwszy. A nóż, widelec zabraliby mi ostatnią taksówkę i co by było? 10km spacerek przy wilgotności 85% i 35C (o 5:00 rano 😀 )

Ciekawe jednak po co się tak spieszyłem. Przecież o tej porze Doha jest jedynie miejscem przesiadek. Nikt nie zagląda o tej porze roku, bo i po co? Duszno, gorąco, a i czasami pyłem zawieje.

Taksówkarz zawiózł mnie do domu szybciej niż się spodziewałem. Miło było wreszcie zobaczyć, że remonty dróg mają się ku końcowi (przynajmniej w tych rejonach, w których ja jeżdżę).

I co tutaj robić o 6:30 rano?
Jeśli położę się spać, to mi sklepy zamkną, a po południu się do nich nie dostanę. W końcu Ramadan i każdy Arab szaleje po zmroku 😉
Decyzja zapadła – Kafar w Villaggio. Do 8:00 jeszcze trochę czasu, to może się ogarnę.
Oczywiście, że się snułem jak cień, więc się nie ogarnąłem.
Wskoczyłem do auta i fruuu na zakupy.
No może nie od razu. Najpierw musiałem odkopać je z piachu 😉

Szybkie zakupy musiałem zamienić na długie czekanie w saunie. Dlaczego? Ramadan jest i komuś nie chciało się otworzyć o czasie sklepu, a że to akurat jest centrum handlowe, to nikogo to nie interesuje.
Jak to dobrze, że sierpień spędziłem w Polsce.
Miasto świeci pustkami, a Ci co zostali w nim, nie są chyba szczęśliwi.

Piątek minął jeszcze szybciej niż lot z Polski.
Bo przecież nie tylko auto pokryte byłą warstwą piachu.
Mieszkanie wyglądało tak samo. Ten wszędobylski pył jest zabójczy, ale to również sugeruje jak wysoki standard jest mojego mieszkania? 😀

Sobota to pranie i sprzątanie, więc nie ma o czym pisać.
Niestety nie dowiedziałem się, gdzie mam się jutro stawić. Fabryka (80km) czy siedziba główna (10km)? 6:30, 7:30, a może w ogóle mamy wolne?
Nieważne, nie będę się martwił na zapas.

PS.
W samolocie obejrzałem “Noc w Muzeum” i “Moją wielką grecką wycieczkę”.
Na “Noc w Muzeum 2” nie starczyło mi chęci, bo jedynka straszliwie słaba była (a może ja nie miałem ochoty na kino familijne).
Lekcja z historii okazała się nie być kontynuacją wesela, a przewidywalność dalszych zdarzeń w komedii i ośmieszanie światowych stereotypów (ignorantów Amerykanów, snobów Anglików, bełkoczących Australijczyków, i różnych przywar Greków) sprawiła, że już po wyłączeniu monitora, człowiek zapomina o czym był ten film.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *