Bądź gotowy na wszystko

Drugi dzień jazdy do Ras Laffan jako kierowca. Znów poszło bez problemu, choć dwa razy “kontrola prędkości” dała znać o sobie. I na tym chyba skończył się mój zwyczajowy dzień.

O 6:45 przyszedł Wayne i wezwał nas na spotkanie. O 7:00 miał coś ważnego ogłosić. Czyli jednak to prawda z tymi studentami. Pytanie tylko kiedy? 🙂
Nareszcie coś się dzieje. Prawdopodobnie będzie rozdział zajęć.
Miesiąc czasu… MIESIĄC już prawie siedzę i nic nie robię (no prawie, bo przecież bloga piszę 😉

6:55 już jesteśmy w sali konferencyjnej, tzn. Rey, Tony i ja. Niby normalne spotaknie, ale jednak ja czuję lekkie podniecenie. Ciekawe czy i ile się potwierdzi z zeszłotygodniowych plotek. Już wczoraj mieli przybyć pierwsi studenci, ale jakoś żywego ducha nie było w okolicy.

O 7:05 wpada Wayne.
– Będziemy mieli nowy nabór. Qatar Petroleum podsyła nam 24 studentów. Ktoś zapomniał przeszkolić tych młodych ludzi z dwu najważniejszych przedmiotów . Bez tych dwóch programów szkoleniowych QatarGas, RasGas, ORYX, Shell nie są w stanie rozpocząć studenckich praktyk.
– A co za kluczowe przedmioty? – rzucam mimochodem.
– “BHP” oraz “Komunikacja w miejscu pracy” – od tego się powinno zacząć szkolenia, a Ci ludzie tego nie mają.
– Na kiedy mamy być gotowi?
– Na czwartek.
– E, to spoko, jak mam książki to przygotuję prezentacje i będzie OK.
– Nie zrozumiałeś mnie Wojtek. Na czwartek Ci ludzie mają być nauczeni, przeszkoleni, po egzaminach końcowych.
– Proszę? – Oczy wyszły mi z orbit, zęby na podłodze. – Przecież to są dwa kursy, co najmniej 40 godzin potrzeba by je wyłożyć. Nam zostało raptem 24h, i to pod warunkiem, że już teraz zaczniemy.
– Nie dasz rady? Myślałem, że z tytułem doktora można wszystko – z przekąsem rzekł szef.
– Nie w tym rzecz. Jeśli są dobrzy to wystarczy jeden dzień. Ale jak możemy szkolić, skoro ich nie ma?
– A kto powiedział, że ich nie ma? Oni już czekają na Ciebie w sali.
– Was? Suma saszoł? – Dobrze, że Afrykaner nie kuma języków naszych sąsiadów.
– Na drzwiach budynku zobaczysz, która grupa Tobie przypadła. Dziękuję Panowie, to wszystko. Możecie zaczynać. Powodzenia – … wstał i wyszedł.

Expect unexpected – inaczej będziesz miał stres każdego dnia. Cztery tygodnie siedziałem bezczynnie, nie mogąc się doprosić o plan zajęć, a jak przyszło co do czego, to dostałem zajęcia bez zapowiedzi 5 minut po “dwunastej” (żeby chociaż było za 5 😉 ). W dodatku przedmioty, o których wcale nie wspomniano w RAA. Cudownie 😀

W drodze na zajęcia, czyli przez minutę przewertowałem książkę. Proste rzeczy jak się mówi po polsku. Proste jak się jest przygotowanym. Ale żeby tak od razu na głęboką wodę… 😀

Pierwszą godzinę jakoś przetrzymam. Zajęcia informacyjne itp. pierdoły. No ale dłużej nie można. Nie wypada, nie ma zwyczajnie na to czasu. Trudno, będę się musiał nauczyć słownictwa w 5 minut pomiędzy zajęciami.

Sale wykładowe to dwa rzędy domków… wyglądają jak te z filmu “Misia” Barei? (Ja Brzoza, ja Brzoza jak mnie słychać? 🙂 ) podobna wielkość i jakość wykonania 🙂 Stare, poniszczone ławki, trochę nowsze krzesełka, ale z połamanymi oparciami (pewnie od kiwania się na nich), tablica, gąbka, dwa klimatyzatory, gaśnica … Jak na firmę obracającą bilionami USD to trochę żałosny widok.

W sali zaś kwiat katarskiej młodzieży. Wszyscy w strojach służbowych, wszyscy w niebieskich kombinezonach, wszyscy mieli ciężkie, robocze buty na nogach. To są stroje obowiązkowe narzucone przez firmę. Firma jednak nie przewidziała, że w zimowy poranek może być tak zimno, więc Arabowie mieli na sobie po dwie kurtki, grube czapki, rękawiczki.
– Ticzer, nie zimno panu?
No tak. Z tego wszystkie zapomniałem napisać, że wszedłem na zajęcia w koszulce polo.
– Twardziel z Australii przyjechał. – dało się słyszeć na sali. Ale tylko ja wiem, jak bardzo zmarzłem w Melbourne. Chyba nikt nie uwierzy w moje słowa, póki nie przeżyje tam zimy (prawda Polarna?), a chłodne noce zdarzają się też latem (prawda Emii, prawda pani Elu, prawda pani Mieciu?). Więc 15C w sali nie przerażało mnie. Zresztą poziom adrenaliny był tak wysoki, że nie dało się czuć rześkiego chłodu.

Dzień dobry, nazywam się Wojciech G. i przyjechałem z Melbourne. Mam australijski paszport, ale tak naprawdę jestem i czuję się Polakiem.
– Bolanda!! 🙂
No tak, już słyszałem tę wymowę. Czyli jednak koleś na badaniach lekarskich dobrze wiedział z jakiego kraju pochodzę, tylko ja nie zrozumiałem jego bełkotu.
– Będziemy mieli zajęcia z…
– Ticzer, a możesz powtórzyć swoje imię, bo nie bardzo wiemy jak je wymawiać. Łodżczek?
– No, no, Can you say Voyager, Voyage?
– Yes
– Can you say Technology, Technic?
– Yes
– No to powinniście wiedzieć jak się wymawia Woj-tek (Voy-Tec).

A czas leci 🙂 skoro tak łatwo zmienia im się temat, to pociągniemy wątek poboczny moich zajęć …
– Czy macie do mnie jakieś pytania? Czegoś chcecie się dowiedzieć o mnie?
– Ile masz lat?
– Mam … lat (Wy wiecie, reszta niech sobie popatrzy na Naszą Klasę 😉 )
– Żonaty?
– Już nie 😀
– To kiedy ślub?
– Przecież powiedziałem, że rozwiedziony jestem.
– A co to znaczy „rozwiedziony”? To nie to samo co „zaręczony”?
Niby racja, w obu przypadkach „single” 🙂
– Ticzer, to my Ci znajdziemy kobitę…

Rozmowa o niczym to bardzo dobra rozgrzewka z języka angielskiego, a przy okazji przeszło 50 minut 🙂 Tylko, że jeszcze zostało … 250 🙁

Na przerwie przeczytałem pierwszych pięć stron. Powinno starczyć na kolejną godzinę. Starczyło do końca dnia. Czemu? Bo wpadłem na szatański pomysł by studenci czytali nagłos, każdy po jednym paragrafie. Okazało się, że z mówieniem po angielsku Arabowie radzili sobie, ale na czytaniu polegli. Musiałem 😉 więc czytać im sam. Szło mi nieźle, bo przecież przed wyjazdem ładnych parę tygodni ćwiczyłem głośne czytanie przed publiką. Powiem szczerze, bardzo wymagającą publiką 😉

Po każdym paragrafie tłumaczenie słów, potem tłumaczenie zawartości paragrafu itd. W połączeniu z ich ślamazarnym trybem życia, tzn. każdą 5 minutową przerwę przeciągali do 15 minut, a pół godzinną przerwę obiadową do trzech kwadransów plus 30 minut na modły, dzień upłynął mi bardzo szybko.

W domu nie musiałem się silić na przygotowywanie prezentacji multimedialnych, bo i tak nie byłoby jej gdzie pokazać. Sale komputerowe dwie, nas trzech, a korzystać można było z jednej.

Powiem szczerze, że jestem zadowolony z tego pierwszego dnia wykładów. Myślałem, że mój język angielski pozostawia sporo do życzenia. Obawiałem się trudnych pytań, nieznajomości fachowych słów, itd. Rzeczywistość okazała się bardzo łaskawa dla mnie. Ja nie mam problemu z językiem angielskim, ja mam problem z potocznym językiem angielskim, brukowym australijskim, młodzieżowym, ale nie czystą mową Szekspira 🙂

I tę przyjemną wiadomością dla mnie kończę dzisiejszą relację.

PS.
Z uwagi na bardzo intensywne prowadzenie zajęć dydaktycznych i brak czasu, dziennik katarski może się zamieć w tygodnik, oby nie w miesięcznik, ale nie zapeszajmy 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *