Mediator

No to się zaczęło. Człowiek nie może pozostać niezależnym w Katarze. Zawsze musi się opowiedzieć po którejś ze stron, a jak nie, to przypiszą Ci tę opcję, by móc Cię OPR bez przerwy. Pamiętacie jak przysłuchiwałem się awanturze?

Dzisiaj rano kolega PO zarządził w trybie pilnym spotkanie kadry procesowej. Dostało się Filipino za to, że odmówił PO współpracy. Sęk w tym, że Pepito miał w tym czasie inne ważne zajęcia. Decyzja o przesunięciu go z jednego odcinka pracy na drugi była jednak w rękach PO, i tu jest właśnie pies pogrzebany.

Nie możemy dowolnie zarządzać własnym czasem, gdyż to nie my ustalamy czy i kiedy będziemy uczyć, czy i kiedy egzaminować. Ja wiem, że w Polsce takie przypadki są nagminne, i student jest troszeczkę powyżej karalucha, którego można zdeptać jednym ruchem, ale „wykonanie wyroku” obraca się tylko przeciwko nam. Brak okazanego szacunku uderza bezpośrednio w nas, wykładowców. W Polsce nikt nie wyciąga konsekwencji, ale przecież nikt z nas nie jest świętą krową. Wystarczy zamienić się pozycjami i od razu mamy wielkie zamieszanie. W Katarze byle krzywe spojrzenie urasta do rangi problemu międzynarodowego, więc szczególnie uważnie musi obchodzić się z naszymi podopiecznymi.

Oczywiście nie byłoby żadnego problemu, gdyby Pepito poszedł na zajęcia, ale wtedy zgiełk zrobiliby Ci, co czekali na egzamin. Dlatego też Filipino grzecznie prosił Agilego, by ten podniósł słuchawkę i usprawiedliwił naszą nieobecność na egzaminie. Jako PO miał do tego pełne prawo, a Arab z Arabem zawsze się dogada. Poza tym, Ci których egzaminujemy tłuką się autostradą, by przyjechać na spotkanie z nami. Wyobraźcie sobie, że wstajecie o 7 rano, jedziecie trochę ponad 80km w jedną stronę, a ktoś Wam mówi „sorry Vinetou, wpadnij innym razem, urząd dziś zamknięty”.

Agili jednak nie chciał słuchać naszych wskazówek. Z zakresów obowiązków szefa najbardziej lubi OPR. Nie tyka się w ogóle tematu podejmowania decyzji, zarządzania, gdyż nie bardzo wie, co z tym zrobić.

Nie mogłem dłużej słuchać tej słownej jatki i zabrałem głos obronny w imieniu wszystkich.
– Nikt nie odmawia zastępstw. Każdy z nas jak tutaj siedzi chętnie zastąpi nieobecnego kolegę, ale pod warunkiem, że ma wolne.
– A Ty co się odzywasz? Ktoś Ci udzielił głosu?
– Zastępowałem Ciebie, gdy nie pojawiłeś się w pracy [Ty Bradypusie variegatusie] i nie miałem pretensji o to, gdyż tego dnia miałem okienko. Jeżeli jednak ktoś będzie chciał mnie wysłać w inne miejsce, musi najpierw zmienić obowiązujące zarządzenia. I taką osobą jesteś Ty, pod nieobecność Wayna. Pracujemy razem i razem się wspieramy, a Ty nami kierujesz. Jeżeli jednak podejmowana decyzja może zaszkodzić mojej osobie, to ja Cię o tym poinformuję. To właśnie zrobił Pepito. Nie widzę więc najmniejszego powodu, by w ten sposób się do niego odnosić.
– No właśnie, musimy zmienić plan.
Szkoda było gadać, nic nie zyskałem, a jeszcze zrobiłem sobie wroga.
– Nie może tak być, że wszyscy wymigują się obowiązkami. Ja nie mogę zawsze chodzić na zajęcia, gdy któregoś z Was nie ma, bo teraz mam nadmiar pracy.
No właśnie jakież to obowiązki pozostawił mu Wayne? Odkąd jestem w RLC ani razu nie widziałem go na egzaminach, na wykładach widziałem go może dwa razy. Agili non-stop wisi na telefonie lub czyta maile od znajomych.
– … musimy zmienić obciążenia dydaktyczne. Po ile macie godzin?
– 22, 22, 20, 24, 8, nie mam – padały kolejne liczby
– No właśnie, nie może tak być, że inni mają tak wiele, a Wy 8 i nic. Musimy to zmienić, bo potem nie ma kto zastępować.
– Nie ma sprawy Agili. Jeżeli tylko przejmiesz moje egzaminy w RasGas, ja bardzo chętnie zacznę znów wykładać.
– Egzaminy nie mają tutaj nic do rzeczy, macie za mało dydaktyki, jak tylko wróci Wayne, już ja się postaram, by to zostało zmienione … – grzmiał dalej PO, który ma 4 godziny tygodniowo.

Najbliższe dni będą przypominały przechodzenie przez pole minowe. Każdy krok, oddech, westchnięcie będzie kończyło się wybuchem. Trzeba przez to pole przelecieć, ale jak?

Ki diabeł mnie podpuścił, by zabierać głos w sprawie.

PS.
Nieszczęścia chodzą parami. W sprawie XXX swoje trzy grosze musiał zabrać oczywiście pośrednik. Jeszcze się nie zdarzyło, bym poprawnie wpisał nazwę firmy. Jak wpisuję HGQ, to ma być Salam, jak teraz wpisałem Salam, to nagle się okazuję, że wymagane będzie HGQ na piśmie w sprawie XXX. [cenzura]
I skąd teraz wziąć kolorową wersję aplikacji? Do intranetu nie mam dostępu, Agili po dzisiejszej akcji nie da mi wydrukować, Wayne wraca za 10 dni… ja to mam problemy, no nie? w Victorii się pali a ja się martwię jakimś bzdurnym formularzem, ech 🙁

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *