Bank – podejście numer 2

W sobotę, już o 6:00 rano chłopaki z budowy ruszyli z kopyta. K[cen…zura]ć, człowiek ma wolne, a oni akurat w ten dzień muszą jechać młotami pneumatycznymi. Nie dało się spać, po prostu nie dało. Stukali tak do 15:00, więc do teraz boli mnie głowa od tego jednostajnego hałasu dochodzącego z dworu.

O 8:30 poleciałem do banku założyć w końcu konto. Wbiegam, a tam tłum ludzi. No pięknie, pewnie stracę ze 3 godziny w tej kolejce. Okazało się jednak, że do Obsługi Klienta nie było nikogo. Numerki tak szybko się zmieniają, że nim się zorientowałem, gdzie mam podejść, już mnie ktoś podsiadł. Stanąłem grzecznie nad klientem i miło poprosiłem pana, by się usunął, bo teraz moja kolej. Widać gość przeczytał w moich oczach dokładnie o co mi chodzi. [Cenzura nie pozwala mi na zacytowanie tych słów, sami się domyślcie ;)]

Pan z banku zapytał się czym może służyć. Ja mu wymamrotałem, że konto chętnie bym założył u nich w oddziale. Podałem dokumenty, które wcześniej wychodziłem u Josepha. Urzędnik wziął je do ręki, obejrzał dokładnie i powiedział, że w liście polecającym od mojego pracodawcy (czyt. sponsora) nie ma podanego mojego adresu zamieszkania, a poza tym oni nie honorują ksero z paszportu. Jakże ja mogę przedstawić paszport, skoro oryginał jest w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (co zresztą stało w piśmie). Gdy zasugerowałem panu, że przy tych godzinach pracy banku to ja niczego nie załatwię, on się miło uśmiechnął i rzekł:
– W takim razie zapraszamy w następną sobotę.
– A może prawo jazdy? to przecież jest miejscowy dokument.
– Bardzo mi przykro proszę pana
– Mnie również leniu. Wszystko do tej pory szło jak po grudzie. Tym razem trafiłem na beton, żelbeton. I na tym zakończyło się podejście numer dwa w banku.

W takim tempie to pewnie przed wyjazdem założą mi rachunek. Poczułem się jak Bogusław Pawlik w “Alternatywach 4”. Następnym razem pewnie będzie brakowało wyciągu z konta polskiego i australijskiego, zaświadczenia od Rodziców, że już nie jestem na ich utrzymaniu, zaświadczenia z sądu, że nie płacę alimentów.

Chłopakom w IBQ (International Bank of Qatar) sprawę załatwiali od ręki. W HSBC (komunistyczny bank wg kolegów) rozumują trochę inaczej. A ja się pytam, kto mi ten bank polecił? 😉 Niech ta osoba wstanie i pokarze twarz. No, Super Bank, no nie ma lepszego w Katarze, oddziały na całym świeci, ech.

Ratunkowy SMS do Josepha pozostał bez odpowiedzi. Jak coś potrzeba to ich nie ma. Jak oni coś chcą, to zawsze Cię znajdą.

Rey zrewanżował mi się za wczorajszą niespodziewaną pobudkę i zaprosił na zakupy do Hyatt Plaza. Tam udało mi się kupić w końcu głęboką miskę, w której np. mógłbym wymieszać składniki do sałatki albo ugnieść ciasto.

Coraz więcej nowych miejsc na codzienne zakupy, coraz bogatsza oferta. Trzeba będzie ustalić sobie piątkową marszrutę, by nie marnować dwóch dni na zakupy. Szkoda czasu.

W domu byłem o 13:00. Trochę pobawiłem się w administratora strony internetowej, trochę popracowałem nad zleceniem od Szefowej, a obiecany artykuł dla Przemka wciąż spada z rozkładówki. Może jutro w pracy go wykończę (artykuł, nie Przema 🙂 ).

Wieczorkiem rozwiązałem problem Johna z zapisywaniem danych z Internetu. Kolega ma 65 lat, a zabrał się za kolejne podnoszenie swoich kwalifikacji. To się nazywa mieć zapał. Trzecia młodość? 😉

2 thoughts on “Bank – podejście numer 2

  1. Wreszcie, miło wiedzieć, że żyjesz. Premier nie potrzebuje konta w banku to po co ono Tobie?

    • Musiałeś się wygadać, prawda?
      Nie można tego było zachować dla siebie?

      PS.
      Ja wiem, że kolega chciał dobrze dla Was, ale uprzejmię informuję, że obecne stanowisko nie upoważnia mnie do wydawania “łorkpermitów”, ino wiz “holidejowych” 😀

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *