Burza piaskowa

Nadszedł kolejny weekend. Kolejne dwa dni, w których nic specjalnego nie miałem w planach.

Dziś może warto jedynie wspomnieć o burzy piaskowej. Nie wiem czy to była burza piaskowa, ale wiało jak w Kieleckiem; prawie nic nie było widać. Wierzchołki budynków skryły się w chmurze piaskowej. Wyglądało, że zanosi się na duży deszcz, ale nic takiego nie miało miejsca. Coś wisiało w powietrzu, ale nie wiadomo co. Dopiero jak zatrzymywaliśmy się na światłach było widać, że to nie chmury burzowe przesłoniły słońce, a drobniutki piasek.

W tych oto niesprzyjających okolicznościach przyrody odbył się mój oficjalny debiut jako kierowcy. Śmignąłem z Reyem do Villagio. Luzik, poszło jak z płatka, choć raz na rondzie facet wykorzystał moje zawahanie i przejechał rondo w najkrótszy sposób jaki się dało, co oznacza, że przeleciał przez trzy pasy, a potem nagle zjechał z ronda. Muszę być naprawdę czujny. Parę razy włączyłem wycieraczki zamiast kierunkowskazu, ale ponieważ nie skręcam tak jak miejscowi w ostatniej chwili, więc żadnego zagrożenia dla innych nie stanowiłem.

Rey pokazał mi również market warzywny. Tzn. chciał mi pokazać, ale był zamknięty. Odkryliśmy za to następny, większy, lepszy. Taki, co to każdy kojarzy z arabskich filmów. Tłum Arabów krzyczących, że u nich jest najlepszy towar, a zarazem najtańszy, gdzie biedacy oferują swoją pomoc przy noszeniu zakupów do auta. Czekają ze swoimi wózkami na klientów przy wejściu na market, a jak klient odmówi pomocy, to łażą za nim i czekają aż coś kupi ciężkiego. Wtedy ponownie grzecznie proszą o skorzystanie z ich usługi. Jako Gladiator pełny krzepy, znany bardziej jako sknera, odmówiłem im tym razem (czyt. przepędziłem ich 😉 ).

Kupiłem też sobie nową myszkę do laptopa, bo już nie mogłem znieść touchpada. Wybrałem sobie najprostszy model, ale tak prosty, że miał końcówkę PS2. Do głowy mi nie przyszło, by spojrzeć czy ma USB 🙂 Musiałem więc grzać do Carrefoura i wymieniać.

Chciałem by mi gościu podał przez ladę, ale nie dało rady. Trzeba było spisać protokół, etc. A ja, pan warszawski cwaniak chwyciwszy za kawałek urzędowego pisma wbiegłem do sklepu, wybrałem myszkę z USB, potem do kasy. Po drodze wziąłem sobie gazetę i … . Kobieta mi mówi, że nie wymieni mi towaru, bo myszka z USB ma inny kod kreskowy. Wrr.
Zapłaciłem więc 2QR za Gulf Times (bardzo fajna gazeta, żadnych sensacji jak w Herald Sun czy Super Expressie 😉 i znów do Biura Obsługi Klienta. A tam mi gościu mówi, że nie wie o co chodzi i żebym mu czterech liter nie zawracał (nie, nie, nie powiedział tego wprost, taki dodatek literacki ode mnie :). On się na tym po prostu nie znał.
Zwracam się więc z pytaniem do personelu działu RTV, a tam mnie grzecznie informują, że przecież wyraźnie widać cenę, tylko klienci nie patrzą i cap za pierwszy lepszy towar z brzegu.

Potem jeszcze zakręciłem sprawę z rachunkiem za zakupy. Chcę wiedzieć ile tutaj wydaję kasy i na co, żeby wiedzieć ile mnie kosztuje to życie na pustyni. Sknerstwo, normalnie sknerstwo, co i tak nie przeszkodziło mi kupić np. “kosiarki” do włosów Browna czy przejściówki do słuchania muzyki z odtwarzacza mp3 (bo nikt mi nie powiedział, że radio w moim aucie będzie miało odtwarzacz kasetowy!!!). Cóż, na jednym rachunku miałem kilka towarów, które w ramach awarii można by było reklamować, ale do tego właśnie potrzebuję rachunków.

Teraz za mną chodzi sprzęt do kawy, sprzęt grający, mikser, wielofunkcyjny robot kuchenny… ech, zaczyna się szaleństwo zakupów hihihi.

Wracając do domu miałem wrażenie, że na ostatnich światłach dałem się złapać radarowi, bo za sobą usłyszałem pisk opon, choć dałbym głowę, że jak wjeżdżałem na skrzyżowanie to jeszcze paliło się zielone światło. I wcale nie mrugało.

Popołudnie spędziłem na sprzątaniu, gotowaniu, prasowaniu i takich tam drobnostkach. Próbowałem też rozgryźć cPanel na swojej nowym serwerze www, ale nie wychodzi mi to jeszcze dobrze. Może z czasem nabiorę wprawy.

Dobranoc

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *