Burza mózgów czyli bezproduktywna dyskusja

Znów miałem rano mieć zajęcia i znów nikt nie przyszedł, bo … ośrodek szkoleniowy znów zapomniał [?] wystawić przepustki studentom na czas.
Powoli zaczynam do tego przywykać.
Odpuszczam sobie zaangażowanie.
Chcą mieć super zajęcia, to je dostaną, ale jeśli nie chcą, to ich sprawa. Ja zawsze jestem przygotowany do pracy.

O 13:00 miało być spotkanie robocze w sprawie krótkich kursów szkoleniowych. Niestety nie dla mnie te kursy. To ja (a raczej my) mamy je prowadzić.

Trzy lata temu ktoś przygotował listę 80 najbardziej interesujących problemów, zagadnień, które podane w zwartej formie mogłyby się przydać każdemu pracownikowi QP. Pomysł upadł, bo nie znaleziono sposobu na jego realizację. Nie bardzo jednak rozumiem, jakie problemy napotkano parę lat temu i nie bardzo widzę powód, dla którego wrócono do tego pomysłu akurat teraz. Być może pojawił się ambitny menadżer, któremu zaświtała w głowie szczytna idea podniesienia kwalifikacji pracowników zakładu, w którym on również pracuje.

O 13:10 do sali wpada Agili i rozpoczyna zebranie.
Nie wiem co tu się [cenzura] dzieje, ale nie podoba mi się to.
Dlaczego znów odgórne zarządzenia przekazywane są przez tego [cenzura]?
Czyżby Wayne przypuszczał, że wylejemy na niego swoje żale i wątpliwości?
Dlaczego ten człowiek zawsze znika, gdy przychodzi do ważnych decyzji?
Trzeba koniecznie się tego dowiedzieć.
Być może Agili trzymający spółę z Abassem (szefem “Processowców”), przekazuje jemu wszelkie krytyczne uwagi na temat zasad szkolenia i/lub kto się uskarża na nadmiar pracy.

Agili jednak nie przejął się naszymi zdziwionymi minami i dalej prowadził zebranie.

Na czym polega ta szczytna idea doszkalania pracowników?
Z proponowanych tematów mamy wybrać jako zespół 12 pozycji i przygotować wstępny zarys kursów na za dwa tygodnie.

Kursy te skierowane są do … no właśnie, tutaj pojawia się problem.
Jeśli na przyniesionym przez Agiliego przykładzie widnieje zaproszenie dla menadżerów, inżynierów, nowych pracowników, to ja się pytam jak ja mam przygotować materiały szkoleniowe. Baza wyjściowa wszystkich grup jest inna, każda oczekuje czego innego po tym kursie.
Przecież to ja się mam dostosować do publiki, a nie ona do mnie.
Niektórzy tego nie rozumieją, a może nie chcą zrozumieć, ale gdy przyjdzie do rozliczania, to mnie wskażą palcem jako odpowiedzialnego za cały ten bałagan.

Kolejne niepokój wzbudził termin przygotowania materiałów szkoleniowych. Agili [?] dał nam na to dwa tygodnie. Dwa tygodnie wystarczą na przygotowanie broszurki reklamowej, ale przecież nie całego kursu.
Skoro na przygotowanie jednej strony dają nam 14 dni, to czemu tak mało czasu dostajemy na opracowanie całości? To jest jakieś pomylenie pojęć. I kiedy do jasnej [cenzura] ja mam to zrobić? Każdy z nas ma maksymalną ilość zajęć dydaktycznych – 24, do których wypadałoby się pouczyć.
Jeżeli nie będę chodził do toalety, na obiad, pił herbaty, rozpraszał się pogawędkami z kolegami, to i tak zostanie mi 60 minut dziennie. Być może 90 minut, jeśli wcześnie wypuszczę studentów, a Hussein nie będzie wypędzał mnie z pokoju parę minut po czternastej. Ja znam tylko jedną osobę, która potrafi pracować w takich warunkach. Niestety Bóg nie obdarzył mnie takim darem jak ją, by w 10 sekund wejść na maksymalne obroty, wyłączyć wszystkie inne myśli, skupić się li tylko na pracy twórczej, a po 15 minutach wrócić do swoich codziennych obowiązków.

Lenistwo? brak wiary? a może już paniskiem zostałem, tylko o tym nie wiem i nie chce mi się już pracować 50-70h/tydzień jak zdarzało się to robić w Polsce? Może tracę punkt odniesienia do rzeczywistości?
Oby nie, bo wtedy nie będę potrafił żyć w innym rejonie niż Zatoka Perska 🙂