To już miesiąc

5:30
Noc upłynęła spokojnie. Po wieczornej powodzi nie ma już śladu, choć problem wciąż nie rozwiązany. Zobaczymy jak szybko Salam International zareaguje na moje wezwanie. Mogłem być świnią i wzywać ich po nocy, ale dałem sobie spokój. Niech znają moją łaskę 🙂


7:30
Wczoraj się cieszyłem, że papierową robotę mam już z głowy. Niestety widzę, że tak łatwo nie będzie z Agili. Niedoinformowanie nowych to taktyka Libijczyka. Im mniej wiedzą inni tym, tym on czuje się pewniej. Łatwiej mu się nimi manewruje. Skąd ja znam tę technikę? 😉

Wiem z kim mam zajęcia, ale nie wiedziałem gdzie. Agili mnie oświecił. Znów barak przypadł mi w udziale. Kolesiowi tak trudno uwierzyć, że za każdym razem będę mieć przygotowaną prezentację multimedialną, wręcz niesamowite.

Tego jeszcze nie było w historii firmy, by trzech wykładowców miało na każde zajęcia slajdy. Ja się natomiast zastanawiam jak ta firma szkoliła do tej pory pracowników.

9:00
AB (matematyk) pochwalił się swoim nowym mieszkaniem. Wiecie co? ktoś z nami w kulki pogrywa. Facet ma w pełni urządzone mieszkanie, a płaci tyle samo (wygadał się biedak). Dzięki temu mamy poważne wątpliwości czy aby wszystkie pieniądze ściągane z naszych kont idą faktycznie na konto właściciela budynku. Być może wkrótce się dowiemy.

9:15
Dostałem SMSa od Josepha, że hydraulik już pracuje w moim mieszkaniu.

9:30-11:15
Dziś moje pierwsze, regularne zajęcia. Miałem się do nich przygotować, ale jakoś nie wyszło. Szkolenie z ochrony środowiska – temat wyznaczony mi przez Wayna. Moim zdaniem pogadanka niż prawdziwe szkolenie, ale niech będzie, że to cykl dziesięciu interaktywnych wykładów. “Prikaz” z góry był jasny. Mam się nie spieszyć z materiałem. Co więc z tymi facetami robić? Wprowadzenie, sprawy organizacyjne, bajanie, trochę o kulturze. Czas ucieka…. ale materiał trzeba zrobić. Niestety dobrze sobie radzą z mówionym angielskim. Wyrażają swoją opinię, chcą dyskutować (niestety na inne tematy niż ochrona środowiska), lista pomysłów na rozciągnięcie w czasie zajęć ograniczała mi się z każdą minutą, aż w końcu zaryzykowałem i dałem im podręcznik do przeczytania. Strzał w “10”. Na 6 osób, dwie jako tako czytały, reszta to  TRA-GE-DIA,  a dla mnie bomba. Już wiedziałem, co z nimi robić. Czytamy akapit i tłumaczymy sobie zdanie po zdaniu. Słówka, przykłady, powtarzanie materiału, wałkowanie i …skończyły się dwie godziny.

I mógłbym uznać spotkanie (prawie towarzyskie) za wielce udane, gdyby nie mały zgrzyt w trakcie zajęć. Nie pamiętam jak gestykulowałem rękoma, ale jeden ze studentów odebrał to jako brak szacunku do siebie, więc musiałem się gęsto tłumaczyć. Na szczęście wyjaśniliśmy sobie wszystko, przeprosiłem go, “przybiliśmy piątkę” i sprawa załatwiona. Czy aby na pewno, przekonam się wkrótce gdy do moich drzwi zapuka ekipa z wydziału wewnętrznego 🙂

Ach ta moja ekspresyjność w czasie zajęć – muszę na nią uważać, inaczej wylecę z kraju szybciej niż tutaj przyleciałem.

11:30
Zostałem wyznaczony na egzaminatora w firmie RasGas.
Ok. Najlepsze jest to, że RasGas jest 100 km od RasLaffan na wschód.
RasLaffan leży na wschodnim wybrzeżu, a to oznacza ….
aaaaaaa, to jest platforma wiertnicza …..
zaczyna być coraz ciekawiej w tej firmie 😀

15:30

Po pracy podjechałem do biura. Mój list do banku jest w końcu gotowy. Ostatnie poprawki (zmiana nazwy banku, data i podpis) zajęły im całe sześć dni. Po miesiącu pobytu w Katarze nauczyłem się, że jedynym sposobem na zachowanie zdrowia psychicznego jest pozwoleniem Arabom na działanie według ich zwyczajów. Nieważne, że cały świat daleko im uciekł w administracji, edukacji, etc. (listę dziedzin można by wymieniać w nieskończoność ). Oni czują się z tym dobrze i pozwólmy im tak działać.
To nie jest z mojej strony krytyka systemu –  to są jedynie moje pierwsze wrażenia, być może za pół roku zmienię zdanie 🙂

Cały nasz blok będzie jednak pokazywał, że można działać sprawniej bez drastycznej ingerencji w ich przyzwyczajenia. Arabowie działają wg zasady, odłóżmy to na za tydzień, będziemy mieć tydzień wolnego, co kończy się przepychankami z białym człowiekiem (Azjatom to chyba nigdy nic nie przeszkadza). A przecież wykonanie czynności od razu, a potem oddanie się błogiemu lenistwu sprawi, że każda strona będzie zadowolona. Przynajmniej ja byłbym.

16:30
Miałem w ręku list polecający. Należało teraz tylko zdecydować się, do którego oddziału to zanieść. Do tego koło mojego domu (chyba główna siedziba IBQ) czy też może do oddziału koło siedziby Salam.
10 minut marszu czy 10 minut jazdy autem – oto jest pytanie.
Zdrowy rozsądek podpowiadał marsz, ale instynkt mówił co innego.
Po godzinie “czaszkowania” (a może po rozmowie z Australią) machnąłem ręką i wskoczyłem do auta.

W banku byliśmy równo o 17:30.
Pobrałem numerek, ale Tony powiedział, że zupełnie niepotrzebnie. Wyjął z portfela jakiś świstek papieru i spytał się o jakiegoś gościa. Bardzo miły pan z obsługi klienta poinformował nas, że oczywiście możemy zobaczyć się z tą osobą. Czeka na nas na pierwszym piętrze.
– Jak to czeka? – pomyślałem sobie. – O co tutaj chodzi? Zawsze napotykałem problemy, a tu nagle taka zmiana.

Tony szybko załatwił swoje sprawy związane ze sponsoringiem swojej żony (bycie sponsorem to temat na osobny wpis) i przyszedł czas na mnie.
W kwadrans było po sprawie.
I to jak. Nie mówię o wypełnianiu formularza.
Mam na myśli aktywowanie konta.
Menadżer banku w międzyczasie zdążył odebrać sześć telefonów, wypełnić dwa formularze, i zachęcić Toniego do wyjazdu na pustynię.
NIE..SA..MO..WI..TE

Po raz pierwszy zostałem mile zaskoczony obsługą w Katarze. Bez bólu, bez niepotrzebnych stresów. Gdyby człowiek się nie upierał przy HSBC, to pewnie już dawno bym się cieszył z posiadania konta. Może to moja słaba znajomość angielskiego, a może to Omar się źle wyraził. Na początku powinno było być powiedziane, że można sobie wybrać dowolny bank i dowolny oddział, ale jak chce się być szybko i profesjonalnie obsłużonym, to powinno się iść do oddziału IBQ koło siedziby stacji telewizyjnej Al-Jazeera.

PS.
Prawie bym zapomniał o sprawie mojego domowego basenu. Hydraulik tym razem się postarał i założył mi elastyczną rurkę. Nie ma więc szans na powtórkę z rozrywki. Gorzej, że sprawdzając drugi WC coś przekombinował, bo znowu mi cieknie z zaworów w łazience, tym razem z dupnego prysznica.

Ale nie wymagajmy za wiele od życia. Minął właśnie pierwszy miesiąc w Katarze.
Jeśli wciąż żyję i mam się nie najgorzej, to znaczy że wszystko jest OK.
I oby tak zostało na dłużej 🙂

I tym optymistycznym akcentem żegnam się z Wami, do jutra 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *