Od dwu miesięcy wspominałem mimochodem o sprawie XXX. Z uwagi na jej tajny charakter nie dane mi było od razu napisać w czym rzecz 🙂 Dziś przyszedł czas na rozwiązanie.
Jak to zwykle mam w zwyczaju, nie informując o niczym nikogo, wskoczyłem do samolotu i opuściłem pustynną krainę. Gdy dotarłem na miejsce moim oczom ukazał się taki widok
Ludzie patrzyli na mnie jak na idiotę, gdy wyszedłem na ulicę w kurtce dresowej i klapkach na nogach. Od razu znaleźli się chętni, by dopomóc mi w potrzebie. Za symboliczną stówę chcieli mnie wieźć do miejsca przeznaczenia. Odesłałem ich do stu diabłów, gdyż w Doha za tę samą usługę Hindusi biorą raptem 20QAR. Po 30 minutach szczękania zębami o kolana dotarłem na miejsce. Uderzając lekko w dzwonek usłyszałem wydobywający się cicho zza drzwi motyw przewodni z “Ojca Chrzestnego”. Ktoś padnie na serce – domownicy czy jednak ja?
Łzy popłynęły obficie, ale wiedziałem, że warto było szarpać się przez ponad dwa miesiące.
Choć zajrzałem do rodzinnego domu, to jednak kilka “imprez” znalazło się na mojej rozkładówce:
– dwa spotkania urodzinowe (Taty i siostry);
– dwa imieninowe (niektórzy mieli pecha, bo Rodziny w weekend nie odwiedzili ;);
– jedno wyjście do teatru (dziękuję wszystkim za ciepłe przyjęcie, Witkowi za zaproszenie, Rysiowi za mowę pożegnalną – wzruszyłem się do łez, zespołowi na scenie za mistrzowską grę);
– lampka australijskiego Shiraz ;
– piesze wycieczki po Warszawie.
Mój wolny czas zagospodarowało też moje dziecko – trochę urosło od czasu, gdy trzymałem je do chrztu.
Czas w Polsce zleciał szybko – chciałoby się powiedzieć, czemu tak krótko. Cóż, wszystko co dobre musi się skończyć.
Proszę więc nie mieć pretensji, że będąc w Warszawie nie “puściłem farby”, bo w Polsce byłem tylko na chwilę, tylko dla najbliższej Rodziny. Będzie jeszcze okazja się spotkać, gdy przyjadę na dłuższe wakacje,
Do zobaczenia, prawdopodobnie w sierpniu.